W sobotę przed południem płocki klub wydał komunikat, w którym poinformowano, że Leszek Ojrzyński z powodów osobistych podał się do dymisji. Jako, że informacja władz Wisły została upubliczniona kilkanaście godzin po porażce „Nafciarzy” w Poznaniu z Lechem (0:4), w mediach społecznościowych pojawiły się plotki i spekulacje. Zwolennicy spiskowych teorii dopowiedzieli sobie, że rezygnacja trenera to jedynie ładnie ubrane w słowa zwolnienie z pracy. W obaleniu plotek nie pomógł nawet emocjonalny wpis na Instagramie obrońcy Wisły Jakuba Rzeźniczaka, który zapewnił, że cała drużyna wspiera swojego opiekuna, którego czeka najtrudniejszy mecz w życiu.
"Trzymajmy kciuki za Trenera Leszka Ojrzyńskiego. Tak naprawdę teraz czeka go najważniejszy mecz w życiu, a w takich momentach człowiek widzi, że nasze życie to nie tylko piłka i boisko i jak małymi rzeczami się przejmujemy na co dzień" - napisał Rzeźniczak.
Leszek Ojrzyński nie chciał ani komentować i dementować plotek. Udało nam się jednak dotrzeć do jednego z bliskich przyjaciół trenera, który ujawnił, że szkoleniowiec zrezygnował z pracy, by wspierać chorą na nowotwór żonę.
- Dla Leszka przysięga małżeńska o trwaniu razem w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej woli, to nie są puste słowa. On bardzo kocha swoją Ulę. Dlatego na dniach wylatuje do niej do Anglii, by dać jej oparcie w walce z chorobą - powiedział nasz informator.
Pani Ojrzyńska od ponad dwóch tygodni przebywa w Liverpoolu, dokąd wyjechała z synem, 16-letnim Jakubem. Bramkarzem, który podpisał kontrakt z „The Reds”. Mama chciała pomóc Kubie w aklimatyzacji w nowym środowisku, a po kilku tygodniach wrócić do kraju. Zanim to nastąpi, będzie miała u boku męża, który wyrusza na Wyspy.