Miedziowe derby już w piątek o godz. 18.00 i jednym z bohaterów starcia w Legnicy może być on. Łukasz Łakomy zagrał świetny mecz przeciwko Lechowi Poznań i jego sprytny strzał z dystansu dał Zagłębiu Lubin cenny remis w starciu z mistrzami Polski. W rozmowie z nami Łakomy zapewnia, że apetyt rośnie w miarę jedzenia
- Michał Skiba „Super Express”: Czy Łukasz jest Łakomy jest na gole?
- Wiadomo, że najważniejsze są wygrane, ale jeśli chodzi o mnie to tak – jestem łakomy na gole i próbowałem to pokazywać w poprzednich meczach. Szukałem tego gola z dystansu. Z Lechem Poznań w końcu wpadło i chcę takie strzelanie kontynuować.
- Była ulga, jak piłka w końcu zatrzymała się dopiero w siatce?
- Była, bo próbowałem przez trzy poprzednie mecze wiele razy i ciągle czegoś brakowało. Albo szczęścia albo świetnie spisywał się bramkarz. Kacper Tobiasz na przykład świetnie wybronił jeden z moich strzałów. Może brakowało też precyzji? Trochę zeszło ze mnie powietrze po tym strzale z Lechem. Bardzo się ucieszyłem, bo prób było wiele. Piłka wpadła w ciekawym stylu.
- Po meczu z Kolejorzem masz jednak o coś do siebie pretensje? Trochę policzono Ci tych strat piłki…
- Miałem do siebie pretensje o to… W każdym meczu staram się być bardzo dokładny. Gdy gramy przeciwko mistrzowi Polski to nie zawsze ma się piłkę przy nodze, a jako środkowy pomocnik chcę być dokładny w grze. Tak było choćby ze Śląskiem Wrocław. Tam miałem 92 proc. celności podań i do takich liczb dążę.
- Zgodzisz się z tym, że Legia potrafi wychować piłkarza, ale korzystają na tym głównie inne kluby?
- Nie jest to łatwe pytanie, bo każdy ma inną ścieżkę. W Legii byłem od trzynastego roku życia i uczyłem się tam podstaw taktycznych, technicznych. Potem bywa tak, że każdy idzie w swoją stronę. Każdy wie, co będzie dla niego lepsze. Podjąłem decyzję, że odchodzę z Legii, bo na ten moment rywalizacja była za mocna na mojej pozycji, a ja chciałem grać. Wyjść ze strefy komfortu, jaką miałem w Legii. Cieszę się, że podjąłem taką decyzję.
- Z perspektywy czasu uważasz, że w Zagłębiu jest łatwiej niż myślałeś czy trudniej?
- Nie spodziewałem się, że tak szybko zadebiutuję w Ekstraklasie, a udało się to u trenera Seveli. W Zagłębiu miałem wzloty i upadki. Najpierw łapałem minuty, potem przyszedł sezon, gdzie pół roku siedziałem na ławce. Przyszedł trener Stokowiec i dostałem szansę z Wisłą Płock i zrobiłem wszystko, co się da. Udało się i gram w pierwszym składzie, odwdzięczam się trenerowi dobrą grą za szansę.
Raków Częstochowa wciąż zachwyca! Pewny awans do IV rundy el. LKE, Spartak odprawiony z kwitkiem!
- Czy czujesz się jeszcze defensywnym pomocnikiem?
Moje ulubione miejsce jest… z przodu i z tyłu. Gra na „ósemce”. Od pola karnego do pola karnego. Jeżeli trener będzie mnie widział w innymi miejscu, to tam zagram i będę się wszędzie w środku boiska czuł dobrze. Chcę być pod piłką. Rozgrywać. Dla mnie to jest woda na młyn, granie i rozgrywanie.
- Mówiłeś, że twoim wzorem był Steven Gerrard, a teraz?
- Mój trener z czasów Legii Rafał Gębarski kibicował Liverpoolowi, ja też jestem fanem LFC, więc wzorzec był dla mnie prosty. Trener Gębarski mnie nawet porównał Gerrarda, lepszego porównania się nie dało wymyślić (śmiech). Moja pozycja, podobne zachowanie. Teraz inspiruję się Thiago [obecny pomocnik Liverpoolu], którego balans przy przyjęciu piłki jest świetny, to jak gubi nim rywali. Jaki ma przegląd pola… to jest wszystko niesamowite. Próbuję ten balans, te machanie nóżką wcielić w życie.
- Nie czujesz się zagłaskany jeszcze po dobrym początku sezonu?
- Podchodzę do tego na luzie. To dopiero początek i trzeba stąpać twardo po ziemi, robić swoje. Nie ma co odfruwać. Mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna. Pochwały są fajne, ale mam ludzi wokół siebie, którzy tonują nastroje.
Krychowiak zadzwonił do Rybusa w sprawie zostania w Rosji. To o nim sądzi, nie ma cienia wątpliwości