- Pana brat Stefano w rozmowie z Super Expresem powiedział, że mecz z Zagłębiem w którym strzelił pan dwa gole będzie przełamaniem, no i chyba miał rację...
- Gole były ważne, bo ze względu na kontuzję miałem 6-7 tygodni przerwy w grze i treningach. Chciałem już jak najszybciej wrócić do drużyny. Jeśli w takiej sytuacji strzelasz gola czy dwa, to od razu wraca dobre samopoczucie. Zdobyte bramki były też ważne dla zespołu, bo uratowały zwycięstwo w trudnym meczu. Ze Stalą Mielec też strzeliłem 2 gole, ale byłem rozczarowany, że tylko zremisowaliśmy.
- Lechię od niedawna prowadzi Tomasz Kaczmarek, który długo pracował w Niemczech. To ułatwia współpracę z trenerem?
- Tak. Od razu po przyjściu trenera odbyłem z nim bardzo konstruktywną rozmowę. A, że mogliśmy porozmawiać po niemiecku, to omówiliśmy wszystko w najdrobniejszych detalach. Podoba mi się filozofia trenera, w której najważniejsze rzeczy to szybka gra, wysoki pressing, atak na rywali najszybciej jak to możliwe i bardzo kompaktowa gra całej drużyny.
- Czy są różnice pomiędzy treningami Lechii i drużyn Bundesligi, w których zagrał pan ponad 70 meczów?
- Są różnice. Nie byłbym uczciwy, gdybym nie powiedział, że nie ma różnicy w poziomie obu lig. Poziom Bundesligi jest niesamowicie wysoki, gra dużo bardziej intensywna. Ekstraklasa jest bardzo fizyczna i można ja porównać do 2.Bundesligi. Natomiast co do samych treningów w Lechii, to bardzo mi się podobają. Trener prowadzi je z pasją, chce nas wiele nauczyć, poprawić naszą grę. Każda sesja jest naprawdę ciekawa.
- Miał pan okazję poznać czy rywalizować przeciwko trenerowi Pogoni, Koście Runjaicowi z którą zagracie jutro?
- Tak, jego nazwisko jest mi znane. W barwach Bochum grałem przeciwko prowadzonemu przez niego FC Kaiserslautern. Pamiętam, że przegraliśmy, ale nie przypominam sobie dokładnie wyniku (0:2 w sezonie 2014/15 -red.). Fajnie będzie znów się z nim zmierzyć i spodziewam się dobrego meczu, bo Pogoń to mocna drużyna.
- Przypuszczam, że nie ma pan problemów z aklimatyzacją w Polsce, jeśli pana żona jest Polką, a brat Stefano od lat mieszka tutaj?
- Nie mam. Wcześniej wielokrotnie odwiedzałem brata, który mieszka w Warszawie. Byłem też w Krakowie, Wrocławiu. Zawsze bardzo dobrze się tutaj czułem, dlatego, gdy dostałem ofertę z Lechii, to bardzo szybko zdecydowałem się, żeby w niej grać. Czujemy się z żoną w Polsce bardzo dobrze i jesteśmy szczęśliwi, tym bardziej , że niedługo na świat przyjdzie nasz syn.
Przebojem wdarł się do kadry i w niej zachwyca. Poznaliśmy sekret młodego reprezentanta
- Niewielu wie, że pana żona Karolina pochodzi ze sportowej rodziny, bo jej tata to Adam Sandurski, znakomity przed laty zapaśnik, zdobywca brązowego medalu na Igrzyskach Olimpijskich w 1980 roku.
- Jakoś zbytnio nie upublicznialiśmy tego w mediach. Poznałem Karolinkę w Niemczech, gdy grałem w VfL Bochum. Ona mieszkała z rodzicami w pobliskim Witten. Teraz, gdy żyjemy w Gdańsku, to nie potrzebuję nauczyciela języka polskiego, bo mam go w osobie żony (śmiech).
- Jeśli już zeszliśmy na tematy prywatne to muszę zapytać - lubi pan tańczyć?
- Lubię i jeśli jest okazja to bardzo chętnie tańczę. Pamiętam, że gdy byłem mały i mieszkaliśmy w Niemczech, to Stefano zabrał mnie na dwie, może trzy sesje treningowe tańca i było to naprawdę fajne. Tyle, że od dzieciństwa w mojej głowie była tylko piłka nożna i zrezygnowałem z tańca, poświęcając się wyłącznie treningom piłkarskim.
- Kiedy Marco Terrazzino będzie równie popularny w Polsce, jak jego brat Stefano?
Oj, to nie jest ważne dla mnie. Bardziej istotne jest to, że mogę wykonywać zawód który kocham. Mogę pokazywać swoje umiejętności i pomagać zespołowi. Jestem bardzo dumny z brata, że mu się powiodło, że zrobił karierę i jest popularny W Polsce. Najważniejsze jest jednak to, że zarówno ja i brat możemy wykonywać to, co jest naszą pasją.
Rywalizował z Lewandowskim w Bundeslidze. Teraz będzie asystentem selekcjonera