"Super Express": - Trzy idealne podania dostał pan od Japończyków, Akahoshiego i Murayamy. Porozumiewacie się w jakiś specjalny sposób?
Marcin Robak: - Muszę czuć, gdzie pomocnik poda piłkę, a jednocześnie w ostatniej chwili staram się zmienić pozycję i szukam miejsca pod bramką. Podający w tym momencie musi podnieść głowę, żeby dobrze zagrać. W tym meczu potrafiłem wyprzedzić obrońców i dostawałem takie celne podania.
Zobacz również: Wisła - Cracovia: triumf "Białej Gwiazdy", show Stilicia
- Słyszał pan jakieś komentarze piłkarzy Lecha po meczu?
- Po meczu nie, ale po strzeleniu piątego gola udem Hubert Wołąkiewicz w złości powiedział, że brakuje tylko, żebym strzelił jeszcze gola inną częścią ciała. Był wyraźnie przybity, a jednocześnie przekonany, że obojętnie czym dotknę piłkę, będzie kolejna bramka.
- A najciekawsze gratulacje od kogo pan przyjął?
- Od kolegów z rodzinnej Legnicy, gdzie się wychowałem, dostałem kilka fajnych SMS-ów, jak na przykład: "Żona pyta Robaka, o której wróci do domu, a on odpowiada, że po piątej". Nie dotarłem jednak do domu tak późno, bo w szatni nie świętowaliśmy długo. Żona Patrycja przed wyjściem na stadion jak zwykle przygotowała kolację, żebyśmy po powrocie w spokoju mogli porozmawiać. Mieliśmy co świętować, żona była szczęśliwa i dumna ze mnie. Jest moim najwierniejszym kibicem od 10 lat, gdy grałem jeszcze w Miedzi Legnica. Nie opuszcza meczów, a po powrocie do domu rozmawiamy o tym, co się wydarzyło.
Przeczytaj także: Eliminacje Euro 2016. Terminarz reprezentacji Polski. Kiedy mecz Polska - Niemcy?
- Jej dedykował pan bramki?
- Jedną z nich dedykuję chłopcu o imieniu Marcel, który wyprowadzał mnie na boisko, a w piątek kończył 6 lat. Może rodzice przeczytają mu te słowa, na pewno się ucieszy i będzie miał motywację do treningów. Drugi gol przeznaczony jest dla mojego chrześniaka Patryka, który w sobotę obchodził 12. urodziny, a pozostałe trzy zostawiam już wyłącznie dla żony. (śmiech)