Krzysztof Kubica

i

Autor: Cyfrasport Krzysztof Kubica został bohaterem Górnika w meczu z Legią

Znamy przyczyny eksplozji formy pomocnika Górnika: „Kiedy Poldi mówi, trzeba schylić głowę”

2022-05-12 15:06

Jeszcze do niedawna był po prostu jednym z wielu ligowców. Mocniej wbił się jednak w świadomość kibiców, gdy w ubiegłej kolejce strzelił dwa gole Legii. I to głową; generalnie zresztą to jego znaczący atut, bo w ten sposób zaliczył siedem z ośmiu trafień w tym sezonie. Krzysztof Kubica (22 l.) fundamentów swego udanego sezonu doszukuje się we współpracy z Lukasem Podolskim i jego wskazówkach.

- „Super Express”: - Trzeba chyba powiedzieć, że pasuje panu gra przeciwko Legii. Trochę ją pan „pokaleczył” w tym sezonie.

- Pasuje. To nie przypadek, że w dwóch meczach strzeliłem jej trzy bramki – a właściwie nawet i cztery, bo przecież w zabrzańskim meczu jedna nie została uznana. Generalnie każdy gol cieszy, ale te z Legią naprawdę smakują lepiej. Wyjątkowo. Zwłaszcza zdobyte na Łazienkowskiej. Szkoda tylko, że nie wygraliśmy jako drużyna...

- „Gole strzelone Legii smakują wyjątkowo”... Pochodzi pan z gór, a mówi jak rodowity śląski piłkarz!

- Wymieszała się u mnie ta góralska krew ze śląską. Po góralsku jestem uparty, z determinacja dążę do celu, bronię do końca swojego zdania. No i nawet na co dzień trochę „zaciągam z góralska” w mowie. A śląskie klimaty? Od kilku lat tu mieszkam, więc na pewno wchłonąłem nieco tego klimatu. Dlatego mecze z Legią są strasznie ważne (śmiech).

- A z Górnikiem już też – jak z regionem – związał się pan emocjonalnie? Bo już plotkuje się o tym, że Krzysztof Kubica to dziś „najgorętsza postać transferowa” Górnika.

- Nie poświęciłem ani minuty na zastanawianie się, co będzie dalej. Najważniejsze co tydzień jest zielone boisko i tam muszę się dobrze zaprezentować. Nie nakładam na siebie presji, że muszę odejść jutro, za tydzień albo za dwa miesiące. Koncentruję się tylko na rozwoju: od dawna dużo pracuję, dobrze się odżywiam. Po prostu inwestuję w lepszą przyszłość.

To największa perełka na Podlasiu. Na parkiecie wyczynia cuda, tymi słowami wujek przekonał go do futbolu

- Był moment w tym sezonie, w którym wydawało się, że Górnik włączy się nawet do walki o puchary. Macie poczucie zmarnowanej szansy?

- Faktem jest, że i klub chciał, i my czuliśmy, że w naszym zasięgu jest nawet czwarte miejsce. Był takim moment, kiedy drużyny przed nami – poza czołową trójką – przegrywały, więc wystarczyło wygrać parę meczów z rzędu i puchary byłyby na wyciągnięcie ręki. Ale nie wykorzystaliśmy okazji, by się podpiąć to tej walki o Europę; by „poskrobać po piętach” tych, co o nią walczą. Myślę więc, że nie do końca jesteśmy z obecnej pozycji zadowoleni. Był i jest w drużynie potencjał, by zająć czwarte miejsce.

- Drużynowej satysfakcji brak, ale pan – w wymiarze indywidualnym – na ten sezon narzekać nie może, prawda?

- Indywidualnie rzeczywiście jestem zadowolony. To właściwie mój pierwszy poważny sezon w ekstraklasie, w którym zupełnie nieźle wyglądam z liczbami: meczami, bramkami, asystami.

- Dobry fundament pod przeskok do jeszcze większej piłki. Gdyby miał pan wskazać ulubiony klub lub ligę, w której by się pan odnalazł, to powiedziałby pan...

- Z klubem mam mniejszy problem – Real Madryt. To fascynacja od dziecka, „odziedziczona” po starszych braciach. Ronaldo – pierwszy idol.

- Czyli marzenie o piłce hiszpańskiej?

- A to już inna sprawa. La Liga jest świetna, ale najlepiej ogląda się ligę angielską. Szybkość, dynamika – czasem mam wrażenie, że to jeszcze jeden poziom wyżej w hierarchii.

- I bardziej by do pana – przez wzrost, umiejętność gry głową – pasowała?

- Nie mówię, że na pewno bym się w niej odnalazł. Mówi się jednak często, że jest bardziej fizyczna od innych topowych lig. Więc... może mógłbym spróbować?

Transfery: Paweł Olkowski wraca po 8 latach do Górnika Zabrze. W Bundeslidze grał razem z Podolskim

- Obecny sezon jest wyjątkowy dla pana nie tylko z powodu liczb, o których pan wspomniał, ale i możliwości gry u boku Lukasa Podolskiego. To duża sprawa?

- Ogromna. Na samym początku każdy w szatni – tak sądzę – czuł pewien dystans i niepokój: jak odnaleźć się u boku gwiazdy światowego formatu? Jak ułożą się relacje na boisku i poza nim. Ale ja staram się szybko nawiązywać nowe znajomości, a Lukas był bardzo otwarty dla wszystkich, zwłaszcza dla młodych zawodników. Od początku dużo z nami rozmawiał, podpowiadał na treningach i w meczu. Fantastycznie mieć w szatni takiego człowieka, który nigdy nie powie „nie”, zawsze będzie próbować znaleźć wyjście z sytuacji, pomóc.

- Ale „opieprzyć” też potrafi?

- Oczywiście. Lukas ma charakter zwycięzcy. Wygrywać chce zawsze i wszędzie, nawet w gierce na treningu. Denerwuje się, gdy ktoś mu źle dogra, gdy straci piłkę. I wtedy mówi, co mu w danym momencie leży na sercu. Trzeba to wziąć na klatę i schylić głowę, bo z reguły to po prostu prawda. A nawet gdybym się z czymś nie zgadzał, trudno to głośno wyartykułować: z szacunku, przez wychowanie odebrane w domu. Na szczęście sytuacji, w których naprawdę go wkurzyłem, praktycznie nie było. Jakieś zepsute podanie albo brak zrozumienia w rozegraniu piłki. Zresztą ten przekaz od niego jest bardzo konkretny: „To zrobiliśmy źle, ale za chwilę będzie kolejna akcja, więc głowa do góry i jedziemy dalej!”.

- Koniec sezonu za dwa tygodnie. Czeka pan na niego niecierpliwie ze względu na wytęskniony urlop?

- Tego urlopu będzie bardzo niewiele. W czerwcu czekają mnie jeszcze ważne mecze reprezentacji młodzieżowej, a moją dziewczynę – zaliczenia i letnia sesja na uczelni. A później, przed samym wznowieniem treningów w klubie, już bym nie chciał ruszać na wakacje.

Gwiazdor Legii ostro o decyzjach klubu. Padły zarzuty pod adresem Mioduskiego, mocne stanowisko Josue

Sonda
Czy Lukas Podolski zostanie w Górniku Zabrze?
Najnowsze