Wtorek w Izraelu nie zaczął się spokojnie. Rano doszło do ostrzału rakietowego ze Strefy Gazy. W obronie swojego terytorium Izrael uruchomił również pociski. Dżihadyści porannym atakiem chcieli odpowiedzieć na agresję z powietrza. W wyniku ataku Izraela zginął Baha Abu Al-Atta, jeden z dowódców ugrupowania Islamski Dżihad, dość otwarcie wspieranego przez Iran. Władze Izraela bardzo poważnie podeszły do wtorkowych wydarzeń. W Tel-Awiwie i kilku innych większych miastach zamknięto szkoły, a obywatelom nakazano pozostanie w domach. "Proszę zachować ostrożność i ściśle stosować się do instrukcji odpowiednich władz" - napisał z kolei na Twitterze polski ambasador Marek Magierowski. Sytuacja dla Polaków jest tym ważniejsza, że już w sobotę w Jerozolimie ma odbyć się mecz el. Euro 2020 Izrael - Polska.
Choć w samej Jerozolimie było we wtorek raczej spokojnie, to w Tel-Awiwie już nie. A właśnie tam ma wylądować samolot z polskimi piłkarzami na pokładzie. W rozmowie z portalem sportowefakty.wp.pl, o ostrzale bombowym mówił Jakub Kwiatkowski. Rzecznik prasowy PZPN wypowiedział się między innymi o ewentualnym przełożeniu sobotniego spotkania. - Sam dopiero się o tym dowiedziałem. Nie mamy żadnej oficjalnej informacji z izraelskiej strony, a tylko gospodarz albo UEFA może podjąć decyzję o ewentualnym odwołaniu spotkania. Z tego co wiem, to jeśli chodzi o Jerozolimę, czyli miasto gdzie ma zostać rozegrany mecz, sytuacja jest spokojna. Pamiętam, że w marcu, przed meczem Izrael - Austria, też doszło w kraju do bombardowań, a spotkanie odbyło się bez przeszkód - powiedział Kwiatkowski.
Głos w sprawie wtorkowych ataków zabrał także Izraelski Związek Piłki Nożnej. "Jesteśmy w kontakcie z Siłami Bezpieczeństwa po ostatnich wydarzeniach. Związek przygotowuje się do możliwych zmian, zgodnie z instrukcjami dowództwa" - czytamy na Twitterze. Na ten moment ani tamtejsza federacji, ani UEFA nie podjęły decyzji o jakiejkolwiek zmianie względem sobotniego wyjazdowego spotkania biało-czerwonych.