Arsene Wenger objął stery Arsenalu we wrześniu 1996 roku. Od tamtej pory minęło ponad 21 lat, a Francuz z "Kanonierami" trzy razy wygrał Premier League, aż siedmiokrotnie triumfował w Pucharze Anglii, a na dodatek był też w finale Ligi Mistrzów (sezon 2005/2006). Obecnie jest najdłużej pracującym szkoleniowcem w angielskiej ekstraklasie, ale ostatnie sezony są w wykonaniu jego zespołu wyjątkowo słabe.
Wydawało się, że czara goryczy została przelana w poprzednich rozgrywkach. Arsenal nie zakwalifikował się do Ligi Mistrzów, co pod wodzą Wengera udawało mu się zawsze. Okazuje się jednak, że teraz drużyna z Londynu prezentuje się jeszcze gorzej! 2018 rok jest dla niej wręcz katastrofalny. Przegrała cztery ostatnie mecze (dwa w lidze, jeden w pucharze ligi i jeden w Lidze Europy), w tabeli ligowej zajmuje dopiero szóste miejsce ze stratą trzynastu punktów do czwartej lokaty, która gwarantuje udział w Lidze Mistrzów, a przez to na wokandę znów wrócił temat zmiany trenera.
Jak na razie nie wiadomo, czy szefowie "Kanonierów" rozważają pożegnanie Wengera, ale wyniki klubu zapewne coraz bardziej skłaniają ich ku tej decyzji. Pewne jest natomiast, że sam Francuz... nie ma sobie nic do zarzucenia! "The Times" poinformował ostatnio, że 68-letni szkoleniowiec ani myśli rezygnować ze swojego stanowiska. Ponoć poinformował już o tym swoich współpracowników i wciąż uważa, że jest odpowiednią osobą, by wyprowadzić zespół z kryzysu. A właściwie zapaści, która trwa już kilka lat. Wygląda więc na to, że żadne wyniki, nawet te najbardziej katastrofalne, nie skłonią go do podania się do dymisji. Nietrudno się dziwić, że kibice są wściekli - oni bowiem Wengera żegnają już dobre kilkanaście miesięcy. Teraz jedyna nadzieja we włodarzach londyńskiej ekipy, że ci wreszcie pójdą po rozum do głowy i zwolnią trenera.
ZOBACZ: Piłkarz Arsenalu zarabia pół miliona miesięcznie, a jego matka jest bezdomna