Niedzielne referendum dotyczące niepodległości Katalonii wywołało niemałe poruszenie nie tylko w tym regionie. Rząd w Madrycie uznał je za nielegalne, dlatego też pod lokalami wyborczymi gromadziły się oddziały policji, które brutalnie pacyfikowały miejscową ludność chcącą zagłosować. Doszło do zamieszek, w których ucierpiało nawet kilkaset osób. W sieci od rana krążyły przerażające nagrania pokazujące agresywne zachowania funkcjonariuszy, którzy bez powodu atakowali Katalończyków i bili ich pałkami.
Tego samego dnia swój mecz ligowy na Camp Nou miała rozegrać FC Barcelona. W obliczu napiętej sytuacji w całym regionie władze klubu chciały jednak przełożyć spotkanie z Las Palmas. To mogło być jednak opłakane w skutkach, bowiem "Barcy" zagrożono łącznie sześcioma punktami kary za taką decyzję. Prezydent Josep Maria Bartomeu postanowił więc pójść na kompromis z władzami ligi oraz hiszpańską federacją, a mecz rozegrano przy pustych trybunach. M.in. dlatego, że zorganizowana grupa fanów "Dumy Katalonii" zapowiedziała wbiegnięcie na murawę i przerwanie spotkania.
Brak zgody na przełożenie spotkania oraz decyzja Bartomeu o jego rozegraniu spotkały się z ostrymi reakcjami ze strony samych członkow zarządu klubu. Okazało się bowiem, że jeszcze w trakcie starcia z Las Palmas rezygnację ze skutkiem natychmiastowym złożył jeden z wiceprezesów - Carles Vilarrubi. Niedługo później jego drogą podążyli kolejni działacze - Jordi Mones i Xavi Vilajoan. Niewykluczone, że już wkrótce usłyszymy o kolejnych dymisjach będących pokłosiem niedzielnych wydarzeń.
Mecz Barcelona - Las Palmas bez udziału kibiców