„Super Express”: - Grzegorz Krychowiak podpisze kontrakt z klubem Al-Shabab. Co pan na to?
Antoni Piechniczek: - Al-Shabab się klub nazywa? Znaczy „Chłopcy”... Pracowałem w klubie o identycznej nazwie, tyle że w Emiratach Arabskich. Swoją drogą – Emiraty to najbardziej otwarty kraj w tej części świata. Arabia Saudyjska z kolei ze względu na to, że na jej terenie położona jest Mekka i przyjeżdżają tam co roku miliony Arabów, jest krajem najbardziej ortodoksyjnym i trzymającym się zasad Koranu – przynajmniej ja ją tak zapamiętałem. W klubie Al-Nassr wytrzymałem tylko dwa miesiące; potem uznałem, że gra nie jest warta świeczki. Po rezygnacji z niektórych przywilejów, dostałem zgodę na wcześniejszy wyjazd.
- Do czego przyzwyczaić się było najtrudniej?
- Nawet wyjeżdżając poza granice miasta, musiał pan mieć na to zezwolenie! A to był już XXI wiek! Żeby opuścić Arabię, już po rozwiązaniu kontraktu, musiałem zdobyć tak zwaną wizę wyjazdową, żeby w ogóle wyjechać. Wszystkie instytucje – typu urząd skarbowy, szkoła, klub, a nawet... biblioteka – musiały przystawić pieczątkę na karcie potwierdzającej, że jestem z nimi rozliczony. Daleki jestem od szowinizmu, ale nie wspominam Arabii Saudyjskiej z wielkim sentymentem. Nie wiem, jak jest dziś, ale wtedy nie był przyjaznym miejscem do zamieszkania dla Europejczyka.
Grzegorz Krychowiak zmienia klub! To już pewne, klamka zapadła
- Krótko mówiąc – to, co może tam zastać Grzegorz Krychowiak, niekoniecznie musi mu się spodobać?
- To jego wybór. Podtekst jest – jak sądzę – zawsze ten sam: wielkie pieniądze. A skoro dobrze płacą, to warto zaakceptować ewentualne niedogodności. Nic nie trwa wiecznie, kontrakt też podpisuje się na określony czas. Tylko od jego silnej woli zależy, czy go zdoła wypełnić.
- Przeprowadzka do ligi poza Europą, o której poziomie w zasadzie niewiele wiadomo, to dobry pomysł na cztery miesiące przed mundialem?
- Bez wątpienia lepszy od ewentualnej gry w Rosji. Wcale bym nie traktował ligi saudyjskiej w kategoriach „egzotycznej”. W Arabii pracowało wcześniej wielu Brazylijczyków, którzy przywiązywali wielką wagę do wyszkolenia technicznego i tę myśl zaszczepili w końcu miejscowym. Teraz wciąż jest zapewne sporo, doszli też trenerzy z innych krajów. Siłą rzeczy będą zwracać uwagę na organizację gry, na taktykę. Grzesiek na pewno nie oduczy się tam w ciągu tych kilku miesięcy dzielących nas od mundialu gry w piłkę. A na dodatek mógłby tam odegrać dość szczególną rolę.
- Co pan ma na myśli?
- Mielibyśmy w ten sposób swojego człowieka na miejscu w kraju, z którym przecież zagramy na mistrzostwach, a który dla nas jest jednak sporą zagadką. Wciąż są w futbolu elementy, których nie utrwali żadna kamera ani nie rozbierze na czynniki pierwsze żaden analityk. Podejście do meczu, mentalność, stopień zaangażowania w grę w zależności od rozwoju wydarzeń i zmian wyniku, wreszcie nawet stopień ostrości w walce o piłkę... Takich spostrzeżeń Grzegorz powinien mieć bez liku. I to z pierwszej ręki ,do sprzedania kolegom z reprezentacyjnej szatni. Im większą inteligencją się wykaże, tym większy będzie pożytek dla kadry z jego wyprawy.
Listen to "SuperSport" on Spreaker.