"Super Express": - Kilka dni temu radziliśmy ci, żebyś zaczął strzelać jak twoja dziewczyna. Jak widać, poskutkowało...
Artur Sobiech: - Tak, czytałem w Internecie, dobry tytuł daliście! Posłuchałem tej rady, zdobyłem premierową bramkę w Bundeslidze, która uratowała nam 1 punkt.
- Trudno pokazać umiejętności, jeśli dostaje się tylko 5 minut.
- Chciałbym grać dłużej i być może niedługo tak będzie. W sobotę miałem szczęście, któremu jednak pomogłem, bo znalazłem się tam, gdzie trzeba w odpowiednim momencie. Strzał był już raczej formalnością.
- Zeszła z ciebie presja po pierwszej bramce w lidze?
- Specjalnej presji nie czułem, podchodziłem do tego spokojnie. Jesienią, gdy w meczu Ligi Europejskiej grałem od pierwszej minuty, to też gola strzeliłem. Ale bramka z Mainz bardzo mnie ucieszyła.
- Eugen Polanski nie miał żalu, że odebrałeś punkty jego drużynie?
- Chyba nie. Po meczu spotkałem się z nim i z trenerem Smudą, który oglądał mecz. Nastroje dopisywały, bo ja zdobyłem swojego pierwszego gola, a Eugen zaliczył asystę.
- Co usłyszałeś od selekcjonera?
- Powiedział, że mam spore szanse, żeby się znaleźć w kadrze na EURO. Ale muszę dalej ciężko pracować i zdobywać kolejne gole. Trener nie zdradził, czy dostanę powołanie na najbliższy mecz z Portugalią.
- Teraz przed Hannoverem mecz w Lidze Europejskiej, a w niedzielę znów Bundesliga. Liczysz na więcej minut na boisku?
- Zobaczymy. Konkurencja w ataku jest duża, bo doszedł Mame Diouf, a z Pucharu Narodów Afryki wróci Ya Konan. Ale nie boję się zdrowej konkurencji, która może tylko pomóc drużynie. Na treningach ciężko pracuję po to, żeby trener stawiał na mnie częściej.
- Dostałeś buziaka od narzeczonej za tego pierwszego gola?
- Tak, był buziak. Ona też wygrała mecz, więc oboje mieliśmy świetne humory.