Jacek Góralski nie wpisuje się w schemat idealnego środkowego pomocnika. Jeśli chodzi o defensywnego, brakuje mu nieco warunków fizycznych. 25-latek mierzy przecież zaledwie tylko 172 centymetry. Gdy gra ustawiony bardziej ofensywnie, też nie ma wielu atutów, bo nie jest typowym kreatorem gry, który potrafi zagrać z klepki czy zaskakującym prostopadłym podaniem uruchomić skrzydłowego czy napastnika.
A i tak cieszy się dużym uznaniem. Najpierw w Jagiellonii Białystok Michała Probierza, A później w reprezentacji Polski Adama Nawałki. W obu przypadkach trenerzy doceniali jego oddanie pracy dla drużyny, zaangażowanie i realizację celów taktycznych. W przypadku obu szkoleniowców można powiedzieć, że to ich żołnierz, który pójdzie za nimi w ogień. Dosłownie.
I tu dochodzimy wreszcie do tej cechy, która Góralskiego wyróżnia spośród innych środkowych pomocników w Polsce. On przede wszystkim nie boi się niczego. Dosłownie. Gdy w towarzyskim meczu z Nigerią pojawił się na murawie w miejsce kontuzjowanego Karola Linettego, swój występ zaczął od kilku ostrych wejść w silniejszych rywali. Ci chcieli szybko uspokoić jego zapędy, po jednej z akcji wydawało się, że pomocnik Łudogorca Razgrad dość mocno oberwał w głowę. Ale za moment się podniósł i dalej siał popłoch w szeregach przeciwników. Jako jedyny podjął z nimi walkę fizyczną, choć na boisku był najniższym z Polaków.
Pokazywał też swój popisowy numer, czyli... wślizg. Udowodnił, że nie boi się niczego, bo bez zastanowienia rzucał się pod nogi rozpędzonych Nigeryjczyków. I nawet gdy zaliczył jedno świetne prostopadłe podanie, to zrobił to też wślizgiem. Idealnym podsumowaniem jego charakterystyki na boisku była jedna sytuacja z towarzyskiego spotkania z Meksykiem w 2017 roku. Gdy jeden z rywali strzelał mocno z dystansu, Góralski rzucił się wślizgiem próbując zatrzymać uderzenie. I nie miało dla niego żadnego znaczenia, że przeciwnik był jakieś siedem metrów przed nim, a szanse na zablokowanie piłki miał praktycznie zerowe. Ale chciał zaprezentować, że w żadnej sytuacji - nawet tej najbardziej beznadziejnej - nie odpuszcza. I co najważniejsze nie robił tego na pokaz. Na boisku taki po prostu jest.
W Bułgarii na razie nie wywalczył sobie miejsca w pierwszym składzie. Raz wybiega w podstawowej "jedenastce", innym razem wchodzi jako zmiennik, czy w ogóle nie podnosi się z ławki. Wydaje się jednak, że w kadrze jego miejsce jest niepodważalne, nawet mimo drobnych problemów w klubie. Bo wśród biało-czerwonych brakuje takich zabijaków, którzy byliby skłonni zaryzykować poważną kontuzję, byle tylko pomóc zespołowi. A jeśli mielibyśmy określić 25-latka tytułem filmu, należałoby sparafrazować ten ze słynnej polskiej produkcji - "Ogniem i wślizgiem". Bo gdy pojawia się na murawie wygląda, jakby właśnie wszedł na pole bitwy. I dzięki tej postawie jest bliski wyjazdu na MŚ 2018.