Łukasz Piszczek

i

Autor: Katarzyna Zaremba/Super Express

Tak Łukasz Piszczek pielęgnuje „OGRÓDEK”. Mówi o wyborach w PZPN

2021-08-19 11:50

18 sierpnia w samo południe piłkarscy działacze na warszawskich salonach dokonali „nowego rozdania” w PZPN: były reprezentacyjny boczny obrońca z kretesem przegrał walkę o fotel prezesa. 18 sierpnia późnym popołudniem – a może raczej wczesnym wieczorem – na wypielęgnowanej murawie, dopingowany przez wypełnione po brzegi trybuny, inny były reprezentacyjny boczny obrońca - Łukasz Piszczek - wraz ze swymi boiskowymi kolegami, wygrał ligowy hit trzeciej kolejki i zasiadł w fotelu lidera tabeli. Konkretnie – tabeli trzeciej grupy trzeciej ligi.

- Następne wybory w PZPN za cztery lata. Myśli pan o nich? - na tak postawione pytanie Łukasz Piszczek najpierw wybucha śmiechem, a potem – krótko, jak to ma zwyczaju – odpowiada: - Ja mam swój ogródek tutaj. I na razie muszę pilnować, żeby tutaj wszystko dobrze wyglądało! A jeszcze dużo roboty przed nami. „Ogródek” Łukasza w Goczałkowicach – do tej pory kojarzonych co najwyżej z zaporą na Wiśle i zalewem , będącym źródłem wody dla Górnego Śląska – ma całkiem spore rozmiary. Panattoni Arena (kompleks boisk treningowych – jedno jeszcze wciąż w budowie; gustowny budynek klubowy z szatniami i siłownią) to nie Signal Iduna Park, a na trybunce zmieścić się może co najwyżej kilkaset osób, ale atmosfera na widowni – równie gorąca. Każda akcja gospodarzy, również ta obronna, nagradzana jest owacją (największą zgotowano Piszczkowi, gdy w ostatniej minucie środowego meczu z bytomską Polonią wybił piłkę głową z linii bramkowej; dzięki temu po trzech kolejkach liczba straconych przez miejscowy LKS goli wciąż wynosi „0”); na prośbę spikera oklaskami żegna się nawet piłkarzy drużyny gości, schodzących z murawy! Nikomu nie przeszkadza fakt, że co kilka minut za jedną z bramek przejeżdża pociąg. Zresztą większość maszynistów składów kursujących na kolejowej linii Katowice – Bielsko-Biała przeciągłym sygnałem dźwiękowym też daje znać o swej sympatii do futbolu.

Dyrektor Slavii o meczu z Legią. Ten gracz był pod lupą Czechów

W okrzykach płynących z trybun nietrudno rozróżnić dziecięce głosy. Młodzi członkowie tutejszej „Akademii Łukasza Piszczka” - chętnych w czasie naboru było ponad 400, przyjąć można było ledwie kilkudziesięciu; to się ma jednak w kolejnych latach zmienić – co prawda nie mają obowiązku bywania na meczach starszych kolegów, ale któż nie chciałby zobaczyć w akcji już nie tylko byłego kapitana reprezentacji, ale też ligowców, którzy zęby zjedli na kopaniu piłki? W meczu z Polonią Łukasz Hanzel (rodem z nieodległego Pogórza, 172 mecze w ekstraklasie) skutecznie ryglował środek pola, a Piotr Ćwielong (163 występy ekstraklasowe, trzy tytuły mistrza Polski) zdobył strzałem zza „szesnastki” kapitalnego gola! Są jeszcze Mariusz Magiera i Przemysław Trytko. Jednak to nie oni stanowią duszę goczałkowickiej drużyny. Piotr Maroszek – facet z Goczałkowic - na trening przyjeżdża po szychcie w kopalni (podobnie zresztą jak trener Damian Baron), ale... - W meczu z Polonią wygrywał wszystkie „główki” i żadnego z rywali nie puścił swoją stroną obrony. A ma 40 lat! Ćwierć wieku temu grywaliśmy razem jeszcze na betonowym boisku przy szkole! - chwali partnera (i przyjaciela) z linii defensywnej Łukasz Piszczek. Na prawej stronie pomocy – tuż przed nim – biega z kolei inny goczałkowiczanin, Wojciech Dragon. Chcieliśmy po końcowym gwizdku zapytać go o wrażenia z gry z byłym kapitanem reprezentacji, o „lekcje”, których w ciągu 90 minut na murawie słyszy niemało: „Przesuń”, „Uważaj na obieg”, „Brawo”. - Wybaczcie, biegnę się przebrać i... do roboty. Muszę być na 21.00 – rozłożył tylko ręce i pognał do szatni.

Michniewicz walnął prosto z mostu. Gorzkie słowa trenera Legii, ta liczba przeraża

- Wojtek jeździ ciężarówką na dalekie trasy – wyjaśnił nam za chwilę Łukasz Piszczek. Krótko mówiąc: najpierw 90 minut walki na murawie, potem – nocka za kierownicą. To też pewien wymiar piłki; być może ten ważniejszy, bo choć zawodowy futbol to dziś niewyobrażalne pieniądze, popularność tej dyscypliny mierzy się przede wszystkim liczbą piłkarzy-amatorów, uprawiających ją dla radości i frajdy z gry! Profesjonalizm – tak przynajmniej wynika z odpowiednich regulaminów – zaczyna się w Polsce o szczebel wyżej, niż gra w tej chwili LKS Goczałkowice. A że prowadzi w tabeli po trzech kolejkach? - Spokojnie, sezon jest długi. Nie mamy założenia, żeby awansować. Wiemy, w jakim jesteśmy miejscu, w tej chwili stać nas III ligę – wyjaśnia Piszczek. „W tej chwili” - mówi, a nam dzwonią w uszach słowa „na razie”, użyte w odpowiedzi na pytanie o przyszłe wybory w PZPN. Cztery lata to szmat czasu: wiele się może do tej pory zdarzyć i w Goczałkowicach, i w Warszawie…

O tym dramacie Cezarego Kuleszy wiedzą nieliczni. Ocalił go Janusz Wójcik

Najnowsze