– Mamy otwartą drogę do wielkiego finału, nie chcę jednak nazywać jej autostradą do medalu – podkreśla Świderski, który w 2004 i 2008 roku był olimpijczykiem i przeżywał gorycz ćwierćfinałowych porażek, najpierw z Brazylią, a potem z Włochami. – Przede wszystkim trzeba pokonać Francję, nie patrzmy więc na to, co będzie później. Spoglądajmy na to zadanie krok po kroku. Francja jest nieobliczalna. Potrafią zagrać fenomenalne zawody i wygrać z każdym, a dzień później z każdym przegrać. To dość specyficzna drużyna, mająca wielkie indywidualności i to właśnie takie, które mogą poprowadzić do sukcesu albo porażki. My nie możemy się zastanawiać, jak się będzie zachowywał Earvin N'Gapeth czy jego koledzy. My musimy wygrać sportowo, robiąc to po swojemu – przekonuje Sebastian Świderski, którego zdaniem forma Biało-Czerwonych na igrzyskach generalnie idzie w górę, ale widać jeszcze brak stabilizacji.
Krew polała się w meczu siatkówki w Tokio! Okropne cierpienia
– Poszczególne elementy techniczne nam falują – analizuje były przyjmujący reprezentacji Polski. – W jednym meczu gramy bardzo dobrze zagrywką, w następnym popełniamy w niej kilkanaście błędów. Najstabilniejsze jest po naszej stronie przyjęcie i mam nadzieję, że utrzymamy je w ćwierćfinale i że Fabian Drzyzga dzięki temu będzie swobodnie mógł decydować, gdzie wystawiać piłki. Gramy dobrze, ale mamy wciąż duży zapas. Życzymy sobie, żeby więcej było dobrej gry w systemie blok-obrona. W ostatnim meczu serwis był dużo lepszy niż w przedostatnim. Kluczowe składowe pojawiały się nam w poszczególnych spotkaniach, ale liczę, że to wszystko naraz zagra w meczu z Francją. I że presja towarzysząca zawodnikom nie spowoduje, by te elementy nam pouciekały. Wierzę w umiejętności Vitala Heynena, który potrafi to scalić i wydobyć z graczy danego dnia – podkreśla Świderski.
Za złoto olimpijskie polscy siatkarze dostali 2000 dolarów
Zmienili godzinę meczu, ale nie róbmy z tego dramatu
Mecz Polska – Francja został w ostatniej chwili przesunięty z 9 rano czasu tokijskiego na 21.30, a przecież w ostatnich dniach trener Vital Heynen wiele razy przekonywał, że jeśli wygramy grupę, na pewno zmierzymy się z ćwierćfinałowym przeciwnikiem o 9.00. Jeszcze w Polsce przeprowadzał poranne treningi i twierdził, że jego drużyna najlepiej prezentowała się właśnie o tej porze. Czy nie zaburzy to rytmu przygotowań selekcjonera i jego graczy?
Ben Toniutti dla „SE” o ćwierćfinale z Polską
– Tak naprawdę Heynen nie mógł wiedzieć o której zagra, bo to nie wynikało z żadnych dostępnych danych – komentuje Świderski. – Poza tym nie wiadomo było przecież, na którym miejscu skończymy fazę grupową, więc przygotowania nie były ustawiane specjalnie pod poranną porę. Kilka jednostek treningowych o tej porze wykonał, ale moim zdaniem nie był to priorytet. A patrząc na to przez pryzmat pór rozgrywania meczów ligowych w Polsce, to 21.30 jest trochę późną godziną, ale przecież podobnie mają Francuzi. Mają te same warunki, nie robiłbym z tego wielkiego dramatu – wskazuje „Świder”. – Jeżeli awansujemy do półfinału, to wtedy będzie mniej czasu na przygotowanie do następnego spotkania.
Mogą być dwie szanse na medal
Świderski zwraca uwagę na ważny aspekt: – Pamiętajmy, że przegrany w ćwierćfinale wraca do domu, ale za to zwycięzca dostaje aż dwie szanse na zdobycie medalu. Jest więc pewien bufor bezpieczeństwa, niemniej układ drabinki, jaki mamy, to jasny sygnał dla zawodników, że w ćwierćfinale nie walczymy tylko o półfinał, ale w gruncie rzeczy o to, by znaleźć się w finale. Bo jak nie teraz, to kiedy? Szansa jest przeogromna, szkoda byłoby jej nie wykorzystać – kończy Sebastian Świderski.