Kamiński w miniony weekend, w meczu Lecha z Piastem, zdobył piękną bramkę, która uznana została za „gola 32. kolejki” w ekstraklasie. Przerwał tym samym serię meczów ligowych bez trafienia, sięgającą jeszcze połowy lutego. I znacząco poprawił sobie humor po porażce Lecha w finale Pucharu Polski. - Frustracja, zdenerwowanie, złość na to, że nie podołaliśmy pierwszemu z dwóch najważniejszych w tym sezonie zadań – takie uczucia zdarzają się po porażkach, ale tym razem były wyjątkowo intensywne – mówił o dniach następujących po owym finale w rozmowie z „Super Expressem”.
Wyjazdowa wygrana w Gliwicach mocno jednak poprawiła nastroje samego zawodnika i jego kolegów. Tym bardziej, że – po wpadce Rakowa, który tylko zremisował z Cracovią - „Kolejorz” odzyskał pierwsze miejsce w tabeli. I jeżeli wygra dwa ostatnie mecze, będzie mistrzem, niezależnie od poczynań rywali. - Niby zawsze lepiej jest gonić, niż być gonionym. Ale w tym przypadku, kiedy na dwie kolejki przed końcem mamy swój los w swoich rękach, jest to zdecydowanie nasz atut. Nie musimy się oglądać na nikogo innego - „Kamyk” nie ma wątpliwości, że Lech ma najmocniejsze karty przed finiszem.
Aleksandar Vuković o relacjach z przyszłym trenerem mistrza Polski. "Nie miałbym z tym problemu"
Derbowe spotkania – jak chce stare porzekadło – rządzą się jednak swoimi prawami. Co prawda w tym i poprzednim sezonie Lech wygrał wszystkie trzy mecze z Wartą, ale wcale nie oznacza, że tak musi być i teraz. - Na boisku toczy się walka do upadłego jest na boisku, bo przecież stawką jest miano „pierwszego” w Poznaniu – podkreśla Jakub Kamiński, nie spodziewając się żadnej taryfy ulgowej ze strony przeciwnika. - Punktów w derbach nigdy nie zdobywa się łatwo.
O tej ostatniej zasadzie – poza własnym doświadczeniem – Kamiński wie także z obserwacji. Wychował się przecież w Rudzie Śląskiej, gdzie największym piłkarskim świętem były zawsze derby Ruchu Chorzów i Górnika Zabrze; miasto kibicowsko podzielone jest między te dwa kluby. On sam starcie tych drużyn miał okazję obserwować jako dwunastolatek. I to z zupełnie zaskakującej perspektywy. - Z... boiska. To było w czasie, kiedy musiałem zdecydować: Górnik czy Lech. Brałem wtedy udział w różnych turniejach organizowanych przez zabrzan. A kiedy Górnik grał mecz ligowy, brałem kolegę z Rudy Śląskiej pod pachę i jechaliśmy do Zabrza podawać piłki. Jednym z takich spotkań były właśnie derby z Ruchem. Pamiętam niezwykłą atmosferę tego wielkiego wydarzenia – wspomina „Kamyk”.
W sobotę zapewne też wielu oczekiwać będzie od niego dokładnego podawania piłki. Tak, by koledzy mogli ją łatwo skierować do siatki Warty! Początek meczu Warta – Lech o godz. 15.00.
Jerzy Brzęczek przed grą o życie w ekstraklasie. To będzie kluczowe dla Wisły Kraków na finiszu ligi