„Super Express”: - Jak smakuje zdobycie Pucharu Polski po raz drugi z rzędu?
Ivi Lopez: - To coś magicznego, bo nie zawsze piłkarz ma okazję to przeżyć, a ja miałem szczęście doświadczyć tego już dwukrotnie. Tym bardziej cieszę się, że dokonałem tego na oczach mojej rodziny, która specjalnie przyjechała na finał, a także Sheyli. To wyjątkowe wydarzenie dla mnie. Jesteś szczęśliwy, ale to nie tylko mój wyczyn, ale całej drużyny. Puchar dedykuję tacie, któremu tak dużo zawdzięczam. Ale także jest on dla wszystkich moich bliskich, w tym dla najlepszego przyjaciela, który nie mógł przyjechać do Polski.
- Co było kluczem do wygranej?
- Wiedzieliśmy po co wychodzimy na ten mecz. Chcieliśmy wygrać. To było prestiżowe starcie, z kandydatem do mistrzostwa. Byliśmy spokojni, nie graliśmy pod „napięciem”, a dwie bramki w pierwszej połowie utwierdziły nas w przekonaniu, że będzie dobrze. Nawet gol strzelony przez Lecha w drugiej połowie nie wytrącił nas z rytmu i nastawienia, że jesteśmy w stanie to wygrać.
- Strzelił pan gola, miał asystę i został piłkarzem finału. Co pan poczuł?
- Po moim trafieniu byłem już pewny, że puchar jest nasz, że Lech nie odwróci losów meczu. Jestem bardzo dumny, że to właśnie ja dostałem tę nagrodę, że zostałem doceniony w Polsce. To coś, czego nie udało mi przeżyć w Hiszpanii. Cieszę się, że dostałem szansę w Polsce, w Rakowie i ją wykorzystałem.
- To pana najważniejszy gol w karierze?
- Powiedziałbym tak: w tym momencie to jeden z najważniejszych. Ale zawsze powtarzam, że dla mnie zawsze drużyna jest na pierwszym miejscu. Jestem szczęśliwy nie tyle ze strzelonego gola, ale z faktu, że zapewnił nam sukces w Pucharze Polski. To był trudny finał. Bardzo spodobał mi się Jakub Kamiński, rozegrał bardzo dobre spotkania, ale nie zdobył pucharu. Ja nie zacząłem najlepiej, a na koniec to mój Raków był górą. Dlatego jestem zadowolony.
- Puchar już macie, to teraz pora na tytuł?
- To moje marzenie, aby po ostatniej kolejce świętować mistrzostwo Polski. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby tak się stało. Do pełni szczęścia brakuje nam tytułu. Nigdy nie myślałem, że będziemy tak blisko celu. Możemy go zdobyć. Musimy się sprężać na kolejny mecz, a nie kalkulować, co się może wydarzyć w spotkaniach rywali.
- Jak na pana sukces zareagowali znajomi? Widziałam, że wielu było na trybunach.
- Wspierało mnie wiele osób. Poczułem się dumny jako Hiszpan. Specjalnie na to spotkanie Sheyla kupiła flagę mojego kraju, którą założyłem na siebie. Mogę powiedzieć, że po finale spałem z nagrodą i medalem (śmiech).
- Trener Marek Papszun powiedział, że chce, aby został pan w Rakowie. Dodał też o panu „To profesjonalista i porządny człowiek”. Posłucha pan szkoleniowca?
- Cieszę się, że trener tak mnie docenia. W tej chwili nie chcę wiedzieć, czy mam jakieś oferty. Interesuje mnie kolejny mecz i mistrzostwo Polski z Rakowem. Chcę się skupić na finiszu sezonu. To jest dla mnie bardzo ważne. Nie chcę myśleć, co będzie za miesiąc. Liczy się tu i teraz.