Kibice ekstraklasy z pewnością mają jeszcze w pamięci faul zabrzanina na Damianie Kądziorze w ligowym spotkaniu Górnika z Piastem Gliwice. Mistrzowi świata wówczas się upiekło, i to w dwójnasób. Na zielonej murawie nie został napomniany nawet żółtą kartką, zaś przy zielonym stoliku Komisji Ligi wysmażono dlań jedynie karę finansową za niesportowe gesty pod adresem rywali.
W Spodku Podolski – zgodnie ze swym charakterem – znów walczył o każdą piłkę. Maksymalnie rozgrzała go końcówka ostatniego meczu grupowego Górnika. Gol stracony przez jego zespół na siedem sekund przed końcem gry zamknął zabrzanom drogę do finału: wszedł do niego – dzięki tej bramce – Spartak Trnawa. „Górnikom” przyszło zagrać jedynie o trzecie miejsce.
Rywalem była Wisłoka Dębica, z którą ekstraklasowcy na niespełna dwie minuty przed końcem meczu prowadzili już 4:1. I wtedy zaiskrzyło przy bandzie: atak Podolskiego na nogi Jakuba Siedleckiego wyglądał wyjątkowo niebezpiecznie. Na dodatek za chwilę faulujący w faulowanego jeszcze rzucił piłką!
- Zagrzało troszkę, ale emocje opadły – mówił po tym spotkaniu w rozmowie z reporterem Kanału Sportowego piłkarz Wisłoki. - Wiemy, że Lukas Podolski jest czasem trochę nerwowy w swych poczynaniach – dodawał. Z uśmiechem, bo na szczęście okazało się, że brutalny faul mistrza świata nie ma żadnych poważnych konsekwencji dla dębiczanina.
- Nie przyjechałem tu na zabawę. Gram o wygraną, jak zawsze; jak przez całe moje życie – zaznaczał Podolski w rozmowach z dziennikarzami… jeszcze przed potyczką z Wisłoką. Jak widać, bezwzględnie wcielił w życie tę zasadę. Po turnieju przyszła jednak refleksja i swemu przeciwnikowi mistrz świata wręczył koszulkę Górnika, przepraszając za feralne zagranie.
Finał – podobnie jak cały turniej – okazał się popisem gospodarzy. GKS Katowice wygrał wszystkie mecze grupowe, a w decydującym boju rozbił Słowaków z Trnawy 3:0. Najlepszym strzelcem imprezy został Sebastian Bergier ze zwycięskiej ekipy, autor siedmiu goli (w tym dwóch w finale). Tytuł MVP otrzymał inny GieKSiarz, Adrian Błąd.
Poza Podolskim, najwięcej autografów w Spodku rozdał… Szymon Marciniak. Choć jeszcze w piątkowy wieczór był w Arabii Saudyjskiej, zdążył w sobotnie południe zameldować się w Katowicach. U jego boku mecze prowadził m.in. Michał Listkiewicz, były prezes PZPN, dziś – felietonista „Super Expressu”!