„Super Express”: - W pół roku od utrzymania do walki o tytuł. To czyste szaleństwo?
Jacek Magiera: - Nie, chociaż jakby mi ktoś powiedział pół roku temu, że będziemy na pierwszym miejscu, to pewnie nie do końca poważnie patrzyłbym na tego człowieka. Zapracowaliśmy na to. Drużyna, która stworzyła się w tym czasie, bardzo mocno pracowała na ten moment, w którym się znajdujemy. Ale to jest dopiero połowa rozgrywek, więc ze spokojem patrzymy na to, co będzie dalej.
- Czy w Śląsku używa się słowa mistrzostwo, czy na razie nie wolno go wymieniać?
- Można mówić. Nie ma żadnych zakazów. Każdy jest ambitny. Nie znam sportowca, który nie chce wygrywać. My też chcemy wygrywać. Dla mnie najistotniejszy jest pierwszy mecz Pogonią. Potem będę myślał o innych spotkaniach. Najważniejsze są zwycięstwa. Zobaczymy, gdzie nas one zaprowadzą w maju.
- W jaki sposób dotarł pan do piłkarzy, którzy z trudem utrzymali się w ekstraklasie, a teraz walczą o tytuł?
- Fundamenty, które często powtarzam, to pasja, energia, aura, nastawienie, mentalność. To słowa klucz, jeżeli chodzi o to, jak należy funkcjonować. Zamieniłem też słowo motywacja, która często gdzieś tam była wewnętrzna, na inne. Myślę, że najważniejsza w sporcie jest samodyscyplina. Każdego dnia trzeba być zdyscyplinowanym samym w sobie. Nie tylko wtedy, kiedy ktoś nas motywuje.
Franciszek Smuda rozpływa się nad gwiazdorem Ekstraklasy. Zrobił na legendzie ogromne wrażenie, poprowadzi drużynę do mistrzostwa?
- Nie obawia się pan, że straci pan Erika Exposito, w tym momencie najlepszego piłkarza ligi?
- Nie boję się. Nie stracę go na pewno do końca sezonu.
- Jak ocenia pan ruchy kadrowe w Śląsku w zimowym oknie?
- Bardzo dobrze. Na pierwszym treningu mieliśmy wszystkich zawodników, których chcieliśmy. Nastąpiło wzmocnienie linii obrony i pomocy. Patryk Klimala już trenował z nami od listopada. Na każdej pozycji mieliśmy jednego nowego zawodnika, czyli tak jak chcieliśmy. Mogliśmy pojechać na obóz do Chorwacji w takim składzie, jaki chciałem.
- Śląsk jest krytykowany w mediach za sprzedaż Karola Borysa do Belgii. Jak bardzo żal panu straty tego obiecującego piłkarza?
- Mało kto sprzedaje zawodników z polskiej ligi za dwa miliony euro. Jakbyśmy tak mieli powiedzieć, ile takich transferów było, to za dużo ich nie wymienimy. Nie liczę tutaj Lecha czy Pogoni, która wzięła za Kacpra Kozłowskiego bardzo dobre pieniądze. Kiedy po raz pierwszy zaprosiłem Karola Borysa na trening pierwszego zespołu w 2021 roku, powiedziałem wtedy w klubie, że potrzebuję dwóch lat na to, aby go zbudować i popracować nad nim we wszystkich obszarach. Po to, aby grał w ekstraklasie. Po miesiącu mnie wtedy zwolniono. Nie było mnie przez 13 miesięcy.
- Wrócił pan i…?
- Po moim powrocie do klubu on cały czas był na zgrupowaniach reprezentacji Polski. Bardzo mało trenował, więc tych szans było naprawdę mało. Zazwyczaj zabierają głos w tej sprawie ludzie, którzy nie znają sytuacji, jak wyglądała z Karolem. Uważam, że najbardziej negatywnie odbiło się to na nim. Na jego psychice, na tym, że cały czas słyszał naciski ze strony różnych ludzi, dlaczego nie gra. Wydarzały się sytuacje, że na konferencjach dostawałem pytanie, dlaczego nie grał Karol. Był na zgrupowaniu reprezentacji... Nie wiedza ludzi była duża. Ale zostawmy to. To jest przeszłość.
- Poradzi sobie w Belgii?
- Życzę mu jak najlepiej, aby dla polskiej piłki osiągał sukcesy. Karol wybrał taką drogę. Na pewno z mojej strony może czuć wsparcie, Może liczyć na pomoc, jeżeli taka będzie potrzebna.
- Mówi pan, że słowo mistrzostwo nie jest w Śląsku zabronione. To będzie ten tytuł?
- Nie wiem, zobaczymy.