- W tym meczu słabiej serwowałaś i widać było, że z tego powodu pojawiły się nerwy. Właśnie ten element twojej gry najbardziej zawiódł?
Iga Świątek: - Szczerze mówiąc, teraz ciężko mi wyciągnąć wnioski. Zazwyczaj mam trafniejsze obserwacje po porażce, jak obejrzę mecz jeszcze raz i zobaczę statystyki. Ale faktycznie jeżeli chce się wygrać mecz na takim poziomie, to serwis powinien być lepszy. Mam wrażenie, że to jest właśnie pierwsza rzecz, która mnie zawodzi, gdy czuję dużą presję. I prawda jest taka, że moja przeciwniczka serwowała dużo lepiej. Cały czas atakowała, ciąglę wchodziła agresywnie na piłkę, a ja się czułam, że jestem pod ścianą. Często grałam w defensywie. To był naprawdę wymagający mecz.
Iga Świątek sensacyjnie ODPADA w II rundzie turnieju Tokio 2020
- W pewnym momencie krzyknęłaś do swojego teamu: "Jej wszystko wychodzi!"
- Grała świetnie, wywierała presję. Jestem zła, że zepsułam te kilka piłek w ważnych momentach, ale trzeba przyznać, że Paula zagrała znakomity mecz. I to nie tylko dzisiaj. Ona generalnie ma super sezon i myślę, że może tutaj powalczyć. Szacunek dla niej.
- Presja i cała olimpijska otoczka nie wpłynęły negatywnie na twoją grę?
- Ciężko tak na gorąco ocenić, na ile wpływ na moją porażkę miało to, jak dobrze grała rywalka, a na ile też cała ta otoczka i emocje, że gram na igrzyskach olimpijskich i dużo się dookoła dzieje. Ale myślę, że po pierwszej rundzie już udało mi się nieco wyluzować, czułam się trochę swobodniej. Mogłam na korcie przyśpieszyć rękę i piłki mi wchodziły. Dzięki temu to był wyrównany mecz, ale to nie starczyło, żeby go wygrać. Mam nadzieje, że wyciągniemy z tego wnioski i na kolejne igrzyska na pewno już będę lepiej przygotowana. Będę już wiedziała, co mnie czeka i jak to wszystko wygląda. Wiadomo, że teraz jestem smutna, a druga runda może wydawać się słabym wynikiem, ale staram się też spojrzeć na to w ten sposób, że zyskałam tutaj cenne doświadczenie. Pierwsze igrzyska nigdy nie są dla nikogo łatwe.
- Po ostatniej piłce wybuchnęłaś płaczem. To też pokazało, jak bardzo ci zależało na sukcesie tutaj...
- Wydaję mi się, że 90 procent zawodniczek płacze po przegranych meczach, tylko nie dzieje się to na wizji. Tym razem się to wydarzyło, popłakałam się tuż po ostatniej piłce, ale też jesteśmy ludźmi, a rywalizować co tydzień na najwyższym poziomie nie jest łatwo. W tenisie zawsze mamy tylko jednego zwycięzcę i jest to czasami bardzo frustrujący sport, ale oczywiście nie ma co narzekać, bo każda dyscyplina ma swoją specyfikę.
Przerażający płacz Świątek! Załamujące obrazki po wielkim dramacie
- Paula Badosa, gdy popłakałaś się po meczu, przytulała cię i pocieszała. Jakimi słowami?
- Generalnie próbowała mnie pocieszyć, co nie było łatwe. Powiedziała, że mam przed sobą wspaniałą karierę i możliwe, że wiele wygranych Szlemów. Oczywiście w tamtym momencie to było takie, "No super, ale ten mecz przegrałam". Paula jest bardzo miłą osobą i fajnie jest z nią pogadać. Trzeba pamiętać, że mimo, iż rywalizujemy w tourze, to zmagamy się też z takimi samymi rzeczami, a inne zawodniczki najlepiej zrozumieją taki moment.
- W singlu się nie udało, ale przed tobą jeszcze walka w mikście w parze z Łukaszem Kubotem.
- Tak i cieszę się, ze jest szansa zagrać z Łukaszem. Ja się skoncentruję teraz na tym, żeby mieć teraz z tego jak najwięcej zabawy i żeby poczuć się luźno. Mikst jest bardzo specyficzny, nie mieliśmy też okazji zagrać razem w tym sezonie. Mam nadzieję, że uda mi się odpocząć mentalnie i wyjść z większą świeżością na ten mecz.
Korespondencja z Tokio, Michał Chojecki