Marcin Kaczorowski, niewidomy masażysta Widzewa Łódź: Na Widzew patrzę sercem [ZDJĘCIA]

2018-02-28 7:00

Pierwsze oko stracił jako sześciolatek, drugie 10 lat później. Już będąc niewidomym, sam pojechał pociągiem z Suwałk do Łodzi na mecz Widzewa. A w 2001 r. Marcin Kaczorowski (40 l.) spełnił swoje wielkie marzenie. Został fizjoterapeutą w drużynie Widzewa.

- Byłem jeszcze przed egzaminami w krakowskiej szkole masażu. Szefowie Widzewa przeczytali w gazecie reportaż mojego przyjaciela Michała Josviaka o niewidomym kibicu RTS i zaproponowali mi pracę. Kiedy się o tym dowiedziałem, myślałem, że z emocji serce wyskoczy mi z piersi - śmieje się Marcin. Wysoki, solidnie zbudowany, z długimi związanymi w kucyk włosami. Spotkaliśmy się w galerii handlowej. Kaczorowski śmiało poruszał się w tłumie ludzi. Gdyby nie biała laska, którą badał drogę przed sobą, nikt nie pomyślałby, że nie widzi. - Pierwsze oko trzeba było usunąć po wypadku na ślizgawce. Wzrok w drugim straciłem w drugiej klasie liceum na przerwie, gdy kumpel, który mocno gestykulował, trafił mnie łokciem w oko. Zdarza się, przecież nie chciał - wzrusza ramionami "Maser".

Aby uchronić kolegę przed kłopotami, rodzicom powiedział, że spadła na niego gałąź. Także w tajemnicy przed rodzicami, mając 17 lat i już nie widząc, wsiadł do pociągu w rodzinnych Suwałkach i pojechał na pierwszy mecz Widzewa (1995, z Górnikiem Zabrze 1:1). - Do dziś jako kibic zaliczyłem 119 wyjazdów.iByłem pałowany, obrywałem gumowymi kulami, a w Katowicach, kiedy zostałem sam na sektorze gości, bo niemal wszyscy ruszyli walczyć z fanami GKSu, centralnie oberwałem strumieniem z armatki wodnej - macha z rezygnacją ręką.

Zazwyczaj ubrany w T-shirty z emblematem Widzewa (ma ich 46!) w Łodzi też miewał kłopoty. - Kiedyś wyszedłem na dworzec Kaliski po niewidomego kolegę. Zaczepiło mnie czterech ełkaesiaków. Trzech wylądowało na ziemi, a jeden zrejterował. Innym razem na Retkini straciłem laskę. Takie są uroki manifestacji miłości do ukochanego klubu - uśmiecha się Marcin.

Zapytany, jak to jest śledzić mecz, nie widząc go, Marcin odpowiada, że jak się kocha, to patrzy się sercem. - Jak ja na Widzew. Liczy się atmosfera, emocje, napięcie. Życie jest za krótkie, aby pozwolić, żeby przeciekło między palcami. Chyba coś przejąłem od tego mojego niezłomnego Widzewa. I ja, i nasza drużyna nigdy się nie poddaliśmy. Jestem gotów przyjmować zakłady, że za pięć-sześć lat zagramy w Lidze Mistrzów - wyciąga rękę do zakładu Marcin.

Zobacz również: SZOK! Bramkarz Górnika Zabrze zatrzymany po bójce pseudokibiców na dworcu?!

Najnowsze