Jeszcze przed przerwą reprezentacyjną wydawało się, że Zagłębie Lubin jest obecnie jedną z najpewniejszych i najrówniej grających drużyn w LOTTO Ekstraklasie. "Miedziowi" wygrywali mecz za meczem i pewnie zbierali kolejne skalpy, a to zaowocowało wysokim miejscem w tabeli. Ich zła passa zaczęła się jednak w Warszawie przy Łazienkowskiej. Najpierw przegrali z Legią, później zremisowali 2:2 z Wisłą Płock, choć prowadzili już 2:0, dlatego też w Gdyni chcieli się wreszcie przełamać. Arka jednak ani myślała odpuszczać. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego w poprzedniej kolejce ograli faworyzowaną Wisłę Kraków i mieli apetyt na urwanie punktów kolejnej wyżej notowanej drużynie.
O pierwszej połowie można powiedzieć tyle, że... się odbyła. Nie chcemy skupiać się na postawie zawodników, bo na to, co pokazali przed przerwą, aż szkoda słów. Dlatego też bardzo cieszyliśmy się, kiedy sędzia dmuchnął w gwizdek i wysłał obie ekipy do szatni. Po kwadransie odpoczynku na murawie pojawiły się jakby zupełnie inne drużyny. Kibice zgromadzeni na stadionie w Gdyni mogli wreszcie obejrzeć kilka interesujących i ofensywnych akcji, a co ciekawe stroną przeważającą nie było wyżej notowane Zagłębie, a Arka, która atakowała z dużą werwą i zaangażowaniem.
Ambitna gra gospodarzy przyniosła efekt po siedemnastu minutach drugiej połowy. W polu karnym dobrze odnalazł się Damian Zbozień, który miał tam mnóstwo miejsca i czasu na oddanie strzału. Ten idealny nie był, ale na szczęście zawodnika gdynian piłka odbiła się jeszcze od nogi interweniującego rozpaczliwie Jarosława Jacha, zmyliła Martina Polacka i wpadła do siatki.
Stracona bramka chyba podziałała pobudzająco na podopiecznych Piotra Stokowca. Im bliżej było końca meczu, tym coraz bardziej łapali oni wiatr w żagle. A efekt w postaci gola przyszedł w 79. minucie. W szesnastce Arki zapanował mały chaos, a świetnie odnalazł się w nim Patryk Tuszyński, który niedługo wcześniej wszedł z ławki rezerwowych. Były napastnik m.in. Jagiellonii Białystok celnie trafił tuż przy słupku nie dając szans Pavolsowi Steiborsowi i tym samym strzelił swoją pierwszą bramkę w nowym klubie. Do końca spotkania próbował jeszcze szarpać do przodu i wyraźnie rozruszał grę gości, ale jego waleczna postawa to było za mało, by jeszcze raz trafić do bramki Arki. A okazja była niepowtarzalna, bo w doliczonym czasie Jakub Świerczok wyszedł sam na sam z golkiperem gości, ale chyba się go przestraszył, bo nie zdołał nawet oddać strzału. Mecz zakończył się wynikiem 1:1, który zdecydowanie bardziej satysfakcjonuje zespół Leszka Ojrzyńskiego. Ten po raz kolejny pokazał, że umie postawić się faworytom. Z kolei Zagłębie zanotowało trzeci kolejny mecz bez zwycięstwa.
Arka Gdynia - Zagłębie Lubin 1:1 (0:0)
Bramki: Damian Zbozień 62 - Patryk Tuszyński 79
Żółte kartki: Marcus Vinicius, Michał Nalepa, Adam Marciniak - Patryk Tuszyński
Arka Gdynia: Steinbors – Zbozień, Marcjanik, Helstrup, Marciniak – Sołdecki, Kakoko – Jazvić (46. Szwoch), Vinicius (72. Zarandia), Nalepa – Siemaszko (76. Jurado)
Zagłębie Lubin: Polacek – Guldan, Kopacz, Jach – Czerwiński, Matuszczyk, Starzyński (86. Jagiełło), Kubicki, Balić (75. Woźniak) – Pawłowski (69. Tuszyński), Świerczok
Zobacz: Rasizm w Legii?! Piłkarz porównał kolegę z drużyny do... goryla!
Przeczytaj: Lech Poznań liderem mimo potknięcia w Szczecinie
Sprawdź: Górnik Zabrze show! Jest drugi i zwolni Mariusza Rumaka?