"Super Express": - Jak pan wytłumaczy fakt, że wicemistrz Polski z ubiegłego sezonu jest na krawędzi przepaści i spadku z Ekstraklasy?
Ryszard Tarasiewicz: - Nikt się tego nie spodziewał, ja sam uważałem i powiedziałem to głośno, że potencjał piłkarzy upoważnia do gry o miejsca 7-10 w lidze. Wiadomo, że odszedł Eric Exposito na którym opierała się gra w ofensywie, ale klub wiedział o tym wcześniej i trzeba było szukać jego następcy.
Potrzebna jest jakość, a nie ilość
- Zgodzi się pan z opinią kolegi z boiska, Tadeusza Pawłowskiego, że przed sezonem sprowadzono za darmo piłkarzy bez jakości, a pożałowano pieniędzy na wartościowych?
- Być może nie było zgody władz na transfery gotówkowe, ale w takim wypadku trzeba mieć dobry skauting, bo można pozyskać niezłych piłkarzy z kartą na ręku, a w Śląsku było dużo nietrafionych transferów. Poza tym nie sprowadzajmy piłkarzy na ilość, tylko na jakość, bo ona jest potrzebna. Nie bierzmy przykładowo czterech gości, którym trzeba płacić miesięcznie 40-45 tys zł, tylko weźmy jednego klasowego, któremu trzeba płacić 120 tys. Podaję te kwoty, bo nie jest żadną tajemnica poliszynela, ile mniej więcej piłkarze zarabiają w ekstraklasie. Tymczasem kluby – nie tylko Śląsk – ściągają piłkarzy, którzy wcześniej grali mało, liczy się, że się u nas odbudują. Trzeba się liczyć z tym, że po czymś takim zostanie spalona ziemia, jeśli się spadnie z Ekstraklasy.
- Postawienie na trenera z zagranicy, Ante Simundzę, który jednak nie zna realiów polskiej piłki było dobrym ruchem Śląska walczącego o utrzymanie?
- Trudne pytanie do mnie jako trenera. Zakładam, że znaczenie miało CV tego szkoleniowca, a on sam zapewne prześledził potencjał zawodników. Zakładam, że wierzy w swoją siłę perswazji i motywacji, a niemały wpływ miał zapewne projekt Śląska.
- Kilku trenerów w przerwie zimowej odmówiło objęcia Śląska, a pan zgodziłby się?
- Tak, ale nigdy do konkretnych rozmów nie doszło. Byłem raz na rozmowach w ratuszu, ale to jeszcze przed ponownym zatrudnieniem Jacka Magiery. Dochodziły mnie jakieś słuchy odnośnie mojej osoby zimą, ale nic poza tym. W przeszłości wprowadzałem Śląsk z III ligi do II ligi, później do ekstraklasy, więc nie odmówiłbym teraz pomocy.
Spadek byłby czymś najgorszym
- We Wrocławiu nie ceni się ludzi pochodzących stąd?
- Wrocław jest moim miastem. Ludzie którzy przyjadą tutaj z zagranicy w pewnym momencie zaczną się rozglądać, gdzie można znaleźć nowy klub. Mam na myśli piłkarzy, ale i nawet dla trenerów pracują ludzie, żeby im znaleźć miejsce zaczepienia gdzie indziej.
- Śląsk utrzyma się w ekstraklasie?
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że jest duża szansa na utrzymanie, szczególnie po dwóch meczach na wiosnę, bo na nich się opieram. Oceniam zespół od strony piłkarskiej, a przede wszystkim mentalnej. Nigdy nie byłem zwolennikiem nadmiernie agresywnej gry, skakania rywalom na plecy, bo jakość piłkarska zawsze się obroni. Ale w meczu z Piastem (1:3), Śląsk zagrał bardzo pasywnie i asekuracyjnie. Brakowało agresji w grze, a powinno się przestraszyć rywala, bo jeśli nie masz przewagi technicznej nad rywalem, to musisz zrobić fizyczną.
- Spadek byłby nieszczęściem dla piłkarskiego Wrocławia.
- Na każdej płaszczyźnie to byłby dramat. Spadek to najgorsza rzecz jaka może spotkać klub, bez względu na klasę rozgrywkową. Wiąże się to nie tylko z finansami klubu. To również dramat dla zawodników, którzy myślą o klubie i oddają dla niego serce, a także dla ludzi związanych z regionem. Ale dopóki piłka w grze, to trzeba wierzyć. Ważne będą dwa najbliższe mecze i to czy Śląskowi uda się złapać kontakt z rywalami. Nie wystarczy gonić jednego rywala, ale kilku, którzy są przed nim.