Nenad Bjelica to człowiek niezwykle sfrustrowany. Takie wrażenie można odnieść obserwując jego zachowania przy linii bocznej podczas kolejnych meczów Lecha Poznań. W Chorwacie często odzywa się bałkańska krew - biega, krzyczy, czy to na swoich zawodników, czy sędziów. Ale z tym ostatnim zdecydowanie przegina, co jedynie potwierdził w sobotnim spotkaniu "Kolejorza" z Piastem Gliwice.
46-letni szkoleniowiec pracuje w Polsce od sierpnia 2016 roku i choć w tym czasie nie zdobył żadnego trofeum, to eksperci doceniają go za to, że szybko nauczył się mówić w naszym ojczystym języku. Co jest chyba niestety jego zmorą. W ostatnim ligowym meczu po polsku zwyzywał bowiem arbitra Bartosza Frankowskiego!
Wszystko miało miejsce po tym, jak Bjelica został odesłany na trybuny za swoje zachowanie. Chorwat bardzo impulsywnie reagował na kolejne decyzje sędziów, którzy - jego zdaniem - znów robili wszystko, by tylko przeszkodzić Lechowi. W niektórych sytuacjach miał prawo się denerwować, ale nie zmienia to faktu, że jego zachowanie i tak było nie na miejscu. A to, co zrobił na koniec, można wręcz uznać za skandaliczne.
Na nieszczęście trenera prowadzący to spotkanie Frankowski zapisał wszystko, co usłyszał pod swoim adresem od szkoleniowca "Kolejorza". I delikatnie mówiąc nie były to miłe słowa - Trener Lecha Poznań Nenad Bjelica usunięty został ze strefy technicznej w 60. minucie. Pomimo dwukrotnych ostrzeżeń (1. krok w wykonaniu sędziego technicznego, 2. krok sędziego głównego) za agresywne okrzyki w stronę sędziego głównego. Po usunięciu trener krzyczał do sędziego „J*bie tie matter i co zrobiłem k***a! - czytamy w protokole meczowym, do którego dotarli dziennikarze "Przeglądu Sportowego". Teraz zachowaniem Chorwata zajmie się Komisja Ligi. I 46-letni może być pewien, że na trybunach spędzi jeszcze trochę czasu.
Mecz Lecha Poznań z Piastem Gliwice zakończył się bezbramkowym remisem. W tabeli "Kolejorz" ma już sześć punktów straty do prowadzącego Górnika Zabrze.