Lukas Podolski

i

Autor: Katarzyna Zaremba / SE Lukas Podolski

Tam mógł grać Podolski. Prezes Górnika ujawnia kulisy transferu

2021-08-12 10:17

Dlaczego Jan Urban został trenerem Górnika Zabrze? Czy Michał Pazdan i Damian Kądzior mogli latem trafić do śląskiego klubu? Jak wyglądały negocjacje z Łukaszem Podolskim? Jak angaż byłego mistrza świata wpłynął na obroty zabrzan? Kto w Zabrzu skorzystał jeszcze na "efekcie Poldiego"? O tym wszystkim opowiada w długiej rozmowie Dariusz Czernik, prezes Górnika.

„Super Express”: - Piłkarska Polska od ponad miesiąca żyje zbitką dwóch słów: „Podolski” i „Górnik”. A ja przekornie zacznę od czegoś innego. W lipcu 2017, po powrocie Górnika do ekstraklasy, na dzień dobry beniaminek pokonał mistrza Polski, Legię, 3:1. Była euforia, potem był wspaniały sezon zakończony europejskimi pucharami. Potrafi pan powiedzieć, ilu zawodników grających wówczas przeciwko legionistom gra dziś przy Roosevelta?

Dariusz Czernik (prezes Górnika Zabrze): - Potrafię. Żaden.

- No właśnie...

- I to pana dziwi? Mnie nie, choć jestem wychowany na Górniku z czasów, w których piłkarze grali w jednym klubie po pięć-sześć, albo i dziesięć lat. Tyle że te czasy już minęły – to po pierwsze. Po drugie – życie weryfikuje zawodników. Cieszymy się, że z Górnika piłkarze odchodzą do lepszych klubów i lepszych lig; w kilku wypadkach jednak ta weryfikacja bywa nieubłagana. Adaś Wolniewicz już karierę skończył, Łukasz Wolsztyński – wtedy czołowa postać zespołu – dziś, po dwóch operacjach więzadeł krzyżowych, jest w Chojniczance, Michał Koj w Koronie, Maciek Ambrosiewicz w Sosnowcu. Jeden piłkarz z tamtego składu mógł tu być; bo przecież pół roku temu oferowaliśmy bardzo solidny, bardzo wysoki – jak na Górnika – kontrakt Rafałowi Kurzawie. Ba: chyba najwyższy, jaki klub zaoferował kiedykolwiek i komukolwiek wcześniej. Rafał mógł być łącznikiem między tamtą i obecną drużyną, ale dokonał innego wyboru. Myślę, że większości klubów w ciągu tych czterech lat nastąpiła wymiana 80-90 procent zawodników. Cztery lata dziś to tak jak kiedyś cała dekada.

- Oferowaliście bardzo solidny kontrakt Kurzawie, teraz – zdaje się – chcieliście zaoferować równie solidny Michałowi Pazdanowi. I co?

- Podkreślmy jedną rzecz: to są bardzo dobre kontrakty jak na możliwości Górnika. Musimy mieć jednak z tyłu głowy to, że w pięciu-sześciu topowych klubach naszej ligi zaśmialiby się pewnie na słowo „dobre” w odniesieniu do naszych propozycji. Takie kwoty te kluby płacą po prostu od ręki, nie używając w stosunku do nich słów „solidne”, „dobre”. Mamy tego świadomość, ale też z tego powodu nie rozpaczamy. Wiemy w jakiej rzeczywistości pracujemy i robimy swoje.

Były reprezentant Polski przerażony postawą Legii. Wskazał przyczyny porażki

- Jak się więc ma średni kontrakt w Zabrzu w odniesieniu do średnich zarobków w całej lidze? Stanowi 40-50, może 70 procent?

- Inaczej: na pewno nie jesteśmy w czołowej ósemce: ba, nie jesteśmy w czołowej dziesiątce ligowej stawki pod względem płaconych piłkarzom pieniędzy. Nie znam konkretnych stawek, oferowanych przez konkretne kluby; opieram się na rozmowach z menedżerami, bo często to oni tłumaczą nam, dlaczego zawodnik nie wybiera naszej propozycji. Odpowiedź jest prosta: bo gdzie indziej dostanie kontrakt wyższy o 30-40 procent. I wracając teraz do pytania o Michała Pazdana: nie było szans na jego angaż. To były pieniądze poza możliwościami Górnika. Swoją drogą, w ciągu 5-6 ostatnich lat kwoty za piłkarzy, szczególnie polskich i młodych bardzo mocno wzrosły. Tak jest z każdym „towarem” deficytowym.

- Łącznikiem między Górnikiem sprzed czterech lat i tym obecnym – poza Kurzawą – mógłby być również Damian Kądzior. Przegapiliście informację o możliwości jego powrotu do polskiej ligi?

- Nie. Wiedzieliśmy, że chce wrócić do kraju, były luźne rozmowy na ten temat z jego menedżerem. Ale też wiedzieliśmy, że do negocjacji przystępują kluby, z którymi trudno byłoby nam konkurować. Dziś Górnika na wydawanie takich kwot nie stać.

Jan Tomaszewski masakruje Legię i jej trenera. Te słowa mogą zaboleć

- Może trzeba było kontynuować „Broszową” ideę budowania drużyny – klubu! - na swoich ludziach? Chłopakach z regionu?

- Pomysł sam w sobie był i jest fantastyczny, kibicowałem mu gorąco, choć wtedy w nieco innej roli, i wcale nie uważam, że jest nierealny. Ale to musi być piramida zbudowana na fantastycznie działającej Akademii ze świetnym szkoleniem i skautingiem. Jest pod tym względem coraz lepiej, na Śląsku na pewno jesteśmy już numerem jeden, ale jeżeli chcemy w ten sposób budować silną pierwszą drużynę, to poprzeczka jest zawieszona jeszcze wyżej. I nad tym pracujemy, w to chce się zaangażować Łukasz Podolski. A wracając do sytuacji sprzed kilku lat: owszem, ów pomysł w sezonie 2017/18 wypalił, ale mam swoją teorię na temat tego, czemu tak się stało. Ta drużyna miała wtedy znakomity poligon doświadczalny w pierwszej lidze. Ja nie wiem, czy Igor Angulo byłby tak skuteczny, gdyby przychodził do Górnika grającego w ekstraklasie. Miał parę kilogramów nadwagi, musiał też odpowiednio „zaskoczyć” piłkarsko w nowym otoczeniu. Potrzebował na to paru miesięcy. W ekstraklasie by ich nie miał: po paru kolejkach byłaby od razu jazda, kogóż to Górnik kupił. Dla młodych polskich chłopaków – Wolsztyńskiego, Wolniewicza, Ambrosiewicza, Szymona Żurkowskiego – ta pierwsza liga też była dobrą „rozbiegówką”. Weszli do ekstraklasy w szalonych okolicznościach i siłą rozpędu, młodości, zajęli w niej czwarte miejsce. Ale... pamięta się głównie piękne chwile. A zapomina o tym, że idąc dalej tym tropem, dając szansę czy to własnym wychowankom, czy chłopakom ściągniętym z niższych lig, omal nie skończyło się to boleśnie. Grając najmłodszym składem w lidze, jesienią byliśmy przecież na miejscu spadkowym. Bez zimowych transferów – przyszli wtedy, że przypomnę, Walerian Gwilia, Boris Sekulić, Martin Chudy – pewnie byłoby trudno utrzymać ekstraklasę w Zabrzu. I znów odwołam się do stwierdzenia: czas weryfikuje piłkarzy. Gdzie dzisiaj jest Daniel Smuga? Gdzie jest Daniel Liszka? Marcin Urynowicz? Każdy trzymał kciuki za to, by byli kolejnymi Wolsztyńskimi, Żurkowskimi... Trudno utrzymać ekstraklasowy poziom przez kilka sezonów, uzupełniając co roku skład wyłącznie młodymi polskimi chłopakami, a tym bardziej wychowankami. Ale – jak mówiłem - mam nadzieję, że ten trend się będzie zmieniał. Nasza akademia tak naprawdę solidnie funkcjonuje dopiero od siedmiu-ośmiu lat i z każdym kolejnym rocznikiem wydaje się nam, że liczba ciekawych chłopaków rośnie. Trzeba jednak zachowywać rozsądek we wprowadzaniu ich do drużyny, nie dawać miejsca w kadrze wyłącznie na piękne oczy, trochę za darmo.

Umieścili Milika tuż obok kozy! Może pękać z dumy. O co chodzi?

- Abstrahując od okoliczności zdobycia tego tytułu – czyli przedwczesnego zakończenia sezonu z powodu pandemii, Górnik w kronikach polskiej piłki będzie figurować jako mistrz Polski juniorów 2020. Ilu z tych chłopaków – poza mającym już za sobą debiut Adrianem Dziedzicem – zagra w ekstraklasie?

- Fachowcy mówią, że jeżeli z danego rocznika juniorów wyjdzie do ekstraklasy dwóch graczy, to jest to dobry wynik. Czy będzie ich dwóch? A może więcej? Na pewno potrzeba im trochę czasu – to po pierwsze. Po drugie – i niech się ci chłopcy nie obrażają o te słowa – to nie była drużyna złożona z supertalentów, piłkarzy najlepszych w swym roczniku w Polsce. Tacy do Górnika nie trafiają: w wieku 12-14 lat zostają raczej graczami tych klubów, które kilka lat wcześniej zaczęły inwestować w swoje akademie. My naszych zawodników musimy przygotować, czasem wręcz nauczyć gry w piłkę. Mam nadzieję, że jeden-dwóch – poza Dziedzicem – dojdzie do ekstraklasy. Na marginesie: mam w pamięci skład drużyny, która w 2012 sięgnęła po wicemistrzostwo kraju. Grał w niej między innymi wspominany Rafał Kurzawa. Po finale siadłem – jeszcze jako dziennikarz – z trenerami tej ekipy i poprosiłem ich, by wypisali nazwiska tych zawodników, którzy – ich zdaniem – zagrają w przyszłości w lidze. Niemal na wszystkich pięciu kartkach powtarzały się dwa nazwiska. Jeden z nich w ogóle w ekstraklasie nie zagrał, a dziś chyba już w ogóle porzucił futbol: drugi trochę pograł w pierwszej – i ciut więcej w drugiej – lidze. Zaś ci, o których wtedy nie mówiło się wcale: Wolniewicz, Loska, Kurzawa, zrobili karierę: ten ostatni łącznie z wyjazdem na mistrzostwa świata. Bo to nie jest fabryka, w której z góry wiesz, za ile co wyprodukujesz i sprzedasz.

Nowy trener Lewandowskiego zaczyna czystkę w Bayernie! Na wylocie jedna z gwiazd

- A może jest tak, że Górnik – z racji tradycji – nie może sobie pozwolić na to, by pałętać się na trzynastym, czternastym miejscu w lidze? Że w innym klubie może łatwiej byłoby przełknąć kibicom tę cenę płaconą za ogrywanie swoich młodych piłkarzy?

- Nie. Powtórzę: dla sporej grupy chłopaków, którym wtedy trener Brosz zaufał, progi ekstraklasy po prostu były za wysokie. A kibice? Ich oczekiwania oczywiście są ogromne, ale i cierpliwość też jest – i była - ogromna, zwłaszcza w odniesieniu do tych młodych polskich graczy. Przecież w ciągu ostatnich 25 lat raz byliśmy na czwartym miejscu i nigdy na podium. A jednak kibice wierzą, wspierają, chodzą na stadion, mecz w Zabrzu jest świętem. Wracając do sytuacji sprzed kilku lat, uważam, że decydując się na reakcję w postaci angażu doświadczonych piłkarzy, również zagranicznych, wybrano dobrze. Po odejściach Kądziora i Kurzawy – w końcu reprezentantów Polski - trzeba było wyrwy w składzie załatać graczami o zbliżonym potencjale, a nie tylko młodzieżą.

- „Cierpliwość kibiców jest ogromna”… Ale ostatnio jakby trochę się wyczerpała?

- Ostatnio wygraliśmy ze Stalą i cały mecz było wyłącznie wsparcie dla drużyny, za co bardzo dziękujemy, bo wiemy, pod jakim graliśmy ciśnieniem. To, o czym pan mówi, miało miejsce po meczu z Lechem. Przegranym i po prostu słabym.

- Zanim pogadamy o dwóch – trzech! - ostatnich kolejkach, jeszcze słowo o wspominanym już Marcinie Broszu. Nie było szans na kontynuowanie jego misji w klubie?

- W życiu coś się zaczyna i coś się kończy. W tym wypadku mówimy o pięciu latach ciężkiej pracy, trudnej pracy, bo rok w rok było sporo roszad w składzie. To ma swoją cenę i rozumiem, że trener chciał czegoś więcej. Z drugiej strony, życzyłbym każdemu trenerowi, by odchodził po wypełnieniu całości kontraktu, żegnany jako bardzo pozytywna postać w historii najnowszej klubu.

Jan Tomaszewski masakruje Legię i jej trenera. Te słowa mogą zaboleć

Jan Urban

i

Autor: Cyfrasport Jan Urban

- Dlaczego Jan Urban?

- Uznaliśmy wspólnie, że taki trener, z takim podejściem do zawodników, jest dziś Górnikowi potrzebny. Nie bez znaczenia był fakt, że wszyscy w Zabrzu go znamy, pamiętamy jako piłkarza. Jest tu legendą, choć paradoksalnie wiąże się to z jeszcze większą odpowiedzialnością. Jako trener ma ogromne doświadczenie, sięgał w tej roli po mistrzostwo Polski. Był najbardziej naturalnym kandydatem, w każdej rozmowie z właścicielem klubu jego nazwisko pojawiało się jako pierwsze. Ja też uważałem, że to dobry – a może też ostatni – moment, by Janek został trenerem Górnika. Bo jeżeli nie teraz, to kiedy? Cieszę się, że rozmowy trwały krótko: właściwie już po pierwszej wiedzieliśmy, że sprawa zakończy się pozytywnie. Kibicujemy mu, a na wszelkie oceny i podsumowania jest jeszcze za wcześnie.

- Co to znaczy „taki trener”?

- W każdej profesji jest coś takiego, jak zmęczenie materiału. Mimo najlepszych chęci wszystkich stron, coś, co dobrze funkcjonowało, w pewnym momencie się zacina, przestaje „trybić”. Pamiętam, jak z Zabrza w 1986 odchodził Hubert Kostka, pewnie najwybitniejszy trener w historii Górnika. Świetni piłkarze, którzy zawdzięczali mu niemal wszystko, też mówili wtedy: „to dobra chwila na zmianę, na nowy impuls”. Tak samo uważał trener. W każdym klubie: ba, w każdym zawodzie tak to działa, co nie znaczy, że ktoś jest lepszy, a ktoś gorszy. Dlatego uznaliśmy, że teraz jest potrzebny „taki trener”: z nieco inną wizją gry, innym podejściem do treningu i zawodników.

Leo Messi w PSG. Za nocleg w hotelu płaci... 90 tysięcy! Zobacz zdjęcia

- Zacytuję pół zdania – może i nieco wyrwanego z kontekstu, wypowiedzianego przez trenera Urbana po meczu z Lechem: „mamy zespół, jaki mamy”. Zabrzmiało to trochę jak eufemizm do: „co mam zrobić, jak ci chłopcy nie potrafią grać w piłkę”. Przesadna interpretacja?

- Zdecydowanie nadinterpretacja. Tydzień później pokazali, że potrafią grać! Wiemy natomiast, że w Lechu są zawodnicy o większym potencjale niż w Zabrzu. Przykład? Sobiech, Murawski, Czerwiński i Ramirez mecz z nami w komplecie rozpoczęli na ławce. Jeden z obecnych na stadionie menedżerów śmiał się, że ta czwórka rezerwowych ma w sumie wyższy kontrakt niż wyjściowa jedenastka Górnika! Wracając do wcześniejszego pytania i opinii Jana Urbana: dobrze pan powiedział: zdanie wyrwane z kontekstu. Janek ma taki dar, że nie odpowiada sloganami i banałami, ale stara się rozwijać myśl. I trzeba wysłuchać całej wypowiedzi, żeby mieć pełen obraz tego, co chce powiedzieć. Zresztą... ostatnio nawet rozmawiałem z nim o tym, że łatwo u niego wyrwać pewne słowa z kontekstu. Przechodząc zaś do meritum: znamy doskonale wartość tego zespołu i poszczególnych zawodników. W porównaniu z poprzednim sezonem, z pierwszej jedenastki ubył tylko Martin Chudy, ale tu akurat poziom został utrzymany, bo Grzesiek Sandomierski – mimo puszczonych bramek – dobrze sobie radzi. No, może jeszcze Giannis Massouras miał miejsce w podstawowym składzie, ale nie był to zawodnik, który ciągnął grę drużyny. Ktoś zapyta: „a będą jeszcze transfery?”. Okienko wciąż jest otwarte, więc wciąż szukamy; rozmawiamy, skautujemy, testujemy. Dzieje się, chcemy mieć jeszcze 2-3 zawodników do grania. Ale – podkreślmy - to działa w obie strony; niewykluczone, że jeszcze kogoś stracimy. Rok temu Paweł Bochniewicz odchodził w ostatnich dniach okienka.

- Wiśniewski? Jimenez?

- Nie trzeba być wielkim znawcą, by wiedzieć, że to najbardziej „gorące” nazwiska w naszej kadrze. Ale w tej chwili na stole nie ma żadnych, dla żadnego z nich. Były i – i są - co najwyżej luźne pytania menedżerów. Może to cisza przed burzą, która nastąpi między 25 a 31 stycznia? Musimy być na to przygotowani.

Polski akcent przy transferze Messiego do PSG! Usłyszał to cały świat

- To jest tak, że nie ma w Górniku zawodnika, którego by Górnik nie sprzedał, gdyby pojawiła się godziwa oferta?

- Na świecie nie ma takiego piłkarza, którego by nie sprzedano za godziwą ofertę! Wszystko jest kwestią środków uzyskanych za zawodnika oraz pomysłu na to, jak go zastąpić. Graczy niezastąpionych jest może kilkunastu na całym globie: w Górniku – ba; w Polsce – żaden z nich nie gra.

- Czyli macie pomysł na zastąpienie każdego gracza, który mógłby odejść jeszcze w tym okienku?

- Tak.

- Dobra odpowiedź. Krótka i pewna. Taka sama będzie w przypadku pytania o angaż Rafała Janickiego, który – mam wrażenie – ostatnio nie grywał na miarę niegdysiejszych oczekiwań z nim wiązanych?

- Mieliśmy świadomość – patrząc na naszą obronę, czyli najmłodszą linię defensywną w całej lidze – że potrzebujemy w tej formacji doświadczonego gracza. Uważamy, że Rafał ma potencjał i jest w stanie Górnikowi pomóc. Na dodatek to piłkarz, który – co mnie cieszy – na boisku się odzywa, lubi dyrygować kolegami. Takich graczy nam brakowało, bo komunikacja na boisku też nie była taka, jaka być powinna. Doświadczenie, staż, pewność siebie – na razie jesteśmy z niego zadowoleni, z każdym meczem radzi sobie coraz lepiej. Co ważne – dobrze radzi sobie i w czwórce, i w trójce. Pokazał to mecz ze Stalą, która nie oddała celnego strzału na naszą bramkę.

Jan Tomaszewski masakruje Leo Messiego: Był jak rozkapryszone dziecko | Futbologia Przemka Ofiary

- No to dotarliśmy w końcu do najważniejszego transferu – wydarzenia! - lata...

- Łukasz Podolski?

- Właśnie. Czekano w Zabrzu dekady i lata; a same rozmowy – te skutkujące jego pojawieniem się przy Roosevelta – jak długo trwały?

- Pierwszy sygnał pojawił się półtora roku temu, gdy grał jeszcze w Japonii. Już wtedy rozmawialiśmy o tym, gdzie będzie mieszkać i gdzie do szkoły mogą chodzić jego dzieci. To był początek 2020 roku i – paradoksalnie – cieszę się, że wtedy owych rozmów nie sfinalizowaliśmy. Za miesiąc wybuchła pandemia, zamknięto stadiony. Gdyby trafił do nas wtedy, mielibyśmy Podolskiego grającego w Górniku, ale przy pustych trybunach. Nie byłoby to fajne, bo sensem sprowadzania takiego piłkarza jest dawanie przez niego radości kibicom. Potem, grając w Turcji, Łukasz cały czas dawał sygnały, że się interesuje przeprowadzką do nas. Wysyłał nam gratulacje po meczach, trwała wymiana SMS-ów z Łukaszem Milikiem, z Arturem Płatkiem, ze mną. I tak od słowa do słowa padło wreszcie sakramentalne: „No to się spotkajmy i pogadajmy, jak ty to widzisz”. Jedna wizyta w Niemczech, druga... Aż do pomyślnego finału.

Jan Urban o transferze byłego mistrza świata. To dla tego Łukasz Podolski wybrał grę w Górniku

- Od ogłoszenia angażu Podolskiego mija pięć tygodni. Jest pan zadowolony z efektu „wow”?

- Szaleństwo, choć wolę stwierdzenie „pozytywna energia”, trwa. Widać to choćby po obrotach sklepu klubowego. Wiem, że trudno porównywać je rok do roku, skoro przez wiele miesięcy był zamknięty z powodu pandemii, więc przychody z dnia meczowego wynosiły zero. Ale gdyby cofnąć się do „normalnych czasów”, pewnie można by mówić o wzroście na poziomie 300 procent. Albo i więcej. Wystrzał w kosmos! W środku tygodnia miewamy teraz czasem takie obroty, jak przed pandemią w dniu meczowym. I to trwa, i trwa... Przy okazji meczu ze Stalą Mielec po raz kolejny został pobity rekord obrotów, wcześniej ustanowiony w dniu prezentacji Łukasza na stadionie. Klub Biznesu wyprzedany, loże wyprzedane. Cały czas prowadzimy rozmowy z potencjalnymi sponsorami zainteresowanymi obecnością na koszulkach.

- Zaczęły się po podpisaniu umowy przez Łukasza?

- Niektóre prowadzone były już wcześniej, ale w ostatnich tygodniach przyspieszyły i weszły na inny etap. Ale pojawienie się SuperBetu na koszulkach to już wyłącznie „efekt Poldiego”.

- Ładnie pan powiedział nieco wcześniej: wszystko kiedyś się kończy...

- Stąpamy twardo po ziemi: nic nie trwa wiecznie. Im jednak będziemy lepiej grać, tym efektywniej będziemy to zainteresowanie podtrzymywać. Jak ludzie będą widzieli, że zespół chce grać pozytywną piłkę – a z Łukasza ten pozytywny przekaz, ten optymizm po prostu promieniuje – to ów efekt będzie trwać. I niech trwa! Jako ciekawostkę powiem zaś, że na razie największymi wygranymi „efektu Poldiego” są... zabrzańskie hotele. Gdy gramy w Zabrzu, nie ma szans na wynajęcie w nich pokoju. W wielkiej liczbie przyjeżdżają kibice z Niemiec: zarówno Ślązacy, którzy kiedyś tam wyjechali, jak i ludzie, którzy nigdy wcześniej w Polsce nie byli.

Jerzy Dudek zachwycony nową gwiazdą Ekstraklasy. Liczy, że Łukasz Podolski zrobi to z Górnikiem

- „Lukas Podolski nie ma w Górniku z kim grać” - taki tytuł znalazłem ostatnio na jednym ze sportowych portali. Co pan na to?

- Oczywista nieprawda. Ma z kim grać, tylko... zespół musi zrozumieć Łukasza, a Łukasz – zespół. Pamiętajmy, że „Poldi” dołączył do drużyny już po rozpoczęciu przygotowań – to po pierwsze. Po drugie – nawet piłkarze grający w Zabrzu już od roku czy dwóch, po zmianie trenera zmienili sposób grania. I gdy się go uczyli, doszedł do nich Podolski. Piłka to nie piekarnia: dasz trochę mąki i po godzinie masz świeżą bułkę... Widać, że oni się dopiero zgrywają. Że Łukasz – grający z najlepszymi zawodnikami świata o najwyższe trofea – czasami tokiem piłkarskiego myślenia wyprzedza niektóre zagrania. To naturalne, że inni muszą się nauczyć czytać jego sposób gry. Z drugiej strony – on musi się nauczyć ich: tego, co może zagrać z Bartkiem Nowakiem, z Janżą, z Jesusem Jimenezem. W potyczce ze Stalą ta współpraca już była dużo lepsza niż wcześniej. Jeżeli natomiast ktoś był przekonany, że Łukasz wyjdzie na boisko, minie trzech rywali i strzeli gola w każdym tygodniu, to.... nie ma pojęcia o piłce nożnej.

Artur Płatek zdradza plany kluby. Podolski ma być ich częścią

- Blisko dwadzieścia tysięcy widzów na Arenie Zabrze podczas meczu z Lechem, ale tylko dwanaście tysięcy na potyczce ze Stalą. Wakacje, urlopy?

- Kłaniają się dwie porażki. A nawet nie tyle porażki – bo kibic w Zabrzu potrafi je drużynie wybaczyć - co ich styl. Już mówiłem: przegrać z Pogonią czy Lechem – drużynami, które walczyć będą o podium – to nie wstyd. Nawet jeśli przegrywasz, musisz jednak mieć przekonanie, że zespół dał z siebie wszystko. A nam czegoś zabrakło. Może przygotowania, może „mentalu”. Nie wnikam już w to. Ważne, że trener wyciągnął wnioski. Zmienił ustawienie, a drużyna w potyczce ze Stalą sportowo wyglądała już zupełnie inaczej. A wakacje? Zbyt proste tłumaczenie.

- No to na koniec: jak się ma wysokość kontraktu Łukasza Podolskiego do owej – wspomnianej przez pana – rekordowej propozycji sprzed pół roku dla Rafała Kurzawy?

- Jak się ma? Rozsądnie się ma. Wiedział, co możemy zaoferować, przyjął te warunki. Wiemy, że miał oferty z Meksyku i Brazylii, warte sześć-siedem razy więcej. Gdyby chciał grać dla pieniędzy, byłby dziś pewnie gdzieś na plaży w Ameryce Południowej... Naprawdę nie było z tym problemu. Niech mi pan wierzy: nie jest tak, że Łukasz obciąża nasz budżet jakimiś horrendalnymi kosztami.

- A są jeszcze w tym budżecie możliwości zatrudnienia kolejnych graczy?

- Są. Myślimy o tym. Jak mówiłem, każdy dzień przynosi nowe informacje, pojawiają się nowe tematy. Okienko transferowe zamknie się za blisko trzy tygodnie.

Lider Śląska pewny swego. Mówi o grze w fazie grupowej [ROZMOWA]

Najnowsze