„Super Express”: - Czy żałował pan, że wybrał pracę w Legii kosztem reprezentacji Polski U-21?
Czesław Michniewicz (50 l., trener Legii Warszawa):- Żałowałem, że nie udało się wygrać meczu z Serbią czy z Bułgarią w eliminacjach. To sprawiło, że po raz drugi z rzędu nie pojedziemy na finały młodzieżowych mistrzostw Europy. Chciałem w ten sposób zakończyć pracę z kadrą. Nie żałowałem, że trafiłem do Legii. To duża nobilitacja dla każdego i wyróżnienie dla trenera, który chce się rozwijać. Bo wchodzisz do klubu, który ma duże możliwości, ale i duże oczekiwania. Z Legii możesz mieć jedną propozycję albo żadnej.
- Miał pan wątpliwości?
- Wątpliwości są zawsze. To tak jak jesteś z kimś w związku, rozstajesz się, bo poznałeś kogoś innego. Rzadko się zdarza, że mając pracę dostajesz inną propozycję. Zazwyczaj jest tak, że nie masz pracy i czekasz na ten upragniony telefon, żeby ktoś się odezwał. Tu było inaczej. Pierwszy raz miałem taką sytuację.
- To jak ocenia pan swoją pierwszą rundę w Legii?
- Początek w lidze był całkiem udany. Wyjątkiem są puchary, gdzie nam nie wyszło. Gdy przyszedłem do Legii zespół był niżej w tabeli. Udało się odrobić straty do lidera i wskoczyć na pierwsze miejsce. Były momenty w rundzie, gdy nie mogliśmy skorzystać z 15-16 zawodników. To bardzo dużo przy tak licznej kadrze, którą dysponujemy. To pokazuje, że w tym sezonie będzie trochę loterii. Dlatego zależało mi na tym, aby zdobyć jesienią jak najwięcej punktów. Bo przez pandemię nie wiadomo w jakim składzie zagramy w następnym meczu. Wiele mieliśmy takich spotkań, w których trzeba było rotować składem. Na Wisłę na przykład wypadł środek pomocy: Kapustka i Karbownik na których opieraliśmy grę ofensywną. A to nasz silnik, nasze serce.
- Jak odbierał pan komentarze, że Legia owszem punktowała, ale jednak nie zachwycała?
- Kibic chciałby, aby każdy mecz wygrać po 5:0. Ale trzeba patrzeć na okoliczności. Graliśmy wiele dobrych meczów. Pojawiły się problemy, bo wypadali zawodnicy przez kontuzje czy koronawirus. Uważam, że były bardzo dobre momenty w naszych występach. Zaczęliśmy grać nieco inaczej, wymienialiśmy wiele podań w określonym tempie. Nie dam sobie wmówić, że wszystko było źle.
Leszek Ojrzyński po wygranej Stali z mistrzem Polski: Z Legią walczyliśmy jak lwy [WYWIAD]
- Jest pan zawiedziony tym, że Legia zakończyła rok tylko z punktem przewagi nad konkurentami z podium: Rakowem i Pogonią?
- Mam szacunek do rywali. Raków przewodził stawce. Trzeba docenić to co zrobili. Grają nie na swoim stadionie, to ich drugi sezon po powrocie do ligi i tak dobrze się spisali. Oczywiście mam niedosyt, bo można było odskoczyć na większy dystans. Ale zadecydował o tym ostatni mecz ze Stalą i nasza niefrasobliwość w obronie. To nie tak, że minęło kilka dni i człowiek już o tym nie myśli. To siedzi w głowie. Niedawno oglądałem mecz Monaco z PSG. Długo był remis 2:2 i w końcówce Monaco dostało rzut karny. Od razu mi się przypomniał nasz występ ze Stalą i trzy karne...
- Kilku pana podopiecznych zasłużyło wtedy na rózgi...
- Krytykowano nas, ale nie wszystko w tym spotkaniu było złe. Musimy się wystrzegać beztroskiego faulowania na polu karnym, które zaprezentowaliśmy z beniaminkiem. To nie może się ponownie zdarzyć. Wiadomo, że to przykra sprawa, gdy przegrywasz u siebie w taki sposób i tracisz trzy gole po rzutach karnych. Nie ma dla nas żadnego wytłumaczenia. Z drugiej strony Liverpool przegrał 2:7 z Aston Villą. To się zdarza. To jest futbol, za to go kochamy. Gdy dotyka to twoją drużynę, to wtedy zachowujemy się tak, jakby świat się skończył. Tyle, że nieprzewidywalne sytuacje były i będą w piłce.
Nemanja Nikolić po losowaniu eliminacji MŚ 2022: Cieszę się, że zagramy z Polską!
- Czy Legia ma problem z pozycją środkowego obrońcy?
- Nie nazywałbym tego w ten sposób, bo ze Stalą zrobiliśmy trzy karne. OK, to rzadko spotykana sytuacja. Z Legią przeciwnicy oddają najmniej strzałów i mają najmniej sytuacji. To nie jest tak, że nasi obrońcy nie nadają się. Najłatwiej byłoby tak powiedzieć. Nie zgadzam się z taką opinią. Brakuje nam zgrania, zrozumienia i odpowiedzialności. Gdy padają bramki to zawsze w jakiś sposób winni są obrońcy i bramkarz. Praktycznie przy każdej bramce graczom z tej formacji można zapisać jakiś udział.
- Co uważa pan za swój największy sukces po przejęciu Legii: odbudowanie Bartka Kapustki czy odkrycie Kacpra Skibickiego z rezerw?
- Bartek Kapustka w końcówce rundy zaczął grać coraz lepiej. Nauczyłem się, aby patrzeć na to z szerszej perspektywy. Nie podniecam się po zwycięstwie i nie mówię, że wszystko jest WOW. Nie buduję także opinii na temat piłkarza tylko na podstawie jednego zagrania czy bramki. Na wszystko potrzeba czasu i dystansu. Widzę graczy każdego dnia. Wiem, kto robi postęp, a po kim „spływa” to co od niego wymagam. Widzę jak dany zawodnik zachowuję się, gdy robi się o nim głośniej i jak popularność na niego wpływa.
Legia rezygnuje z piłkarza. Przenosi się do konkurenta w walce o tytuł
- Joel Valencia miał być hitem transferowym Legii, ale jesienią zawodził. Stracił pan do niego cierpliwość?
- Nie jestem zwolennikiem tego, aby po jednym zagraniu kogoś skreślać. Zastanawiamy się, jak obie strony mogą sobie pomóc. Co będzie dla niego i dla nas najlepszym rozwiązaniem.
- Jesienią Ekwadorczyk w żaden sposób nie przypominał, że przed rokiem był najlepszym piłkarzem Ekstraklasy. Co się z nim stało?
- Odpowiedziałbym w ten sposób. To jest tak jak z prowadzeniem auta po dłuższej przerwie. Nagle wsiada pan do samochodu i nie czuje się zbyt pewnie. I tak jest z Joelem. Potrzebuje meczowej praktyki i ciągłości. Tak to działa. Przerabiałem to już wiele razy z piłkarzami, którzy wracali po długiej kontuzji albo po długim niebycie czyli nie graniu. Joel się odrodzi. Tyle, że potrzebuje czasu, aby wrócić do formy, w której był w momencie, gdy wyjeżdżał z Polski. Musi przetrwać ten trudny okres. Z drugiej strony w Legii jest presja. Trzeba wygrywać z każdym i wszędzie.
Kapitan podjął ważną decyzję. Gwiazda Ekstraklasy z nową umową [WIDEO]
- Największym wygranym okazał się Tomas Pekhart, najlepszy strzelec Ekstraklasy. Czy jesienią Czech osiągnął życiową formę?
- Miał bardzo dobry początek, to od niego zaczynał się nasz wysoki pressing. Później przytrafiły mu się urazy i nie trenował. To odbijało się na jego występach. Gdy był w mocnym treningu i nic mu nie doskwierało, to było wszystko OK. Był istotny dla zespołu przy stałych fragmentach gry. Był zagrożeniem dla przeciwnika w polu karnym, ale i pomocny w naszej „16”. Trzeba mu oddać, że bardzo nam pomógł, bo zdobywał bardzo ważne bramki.
- Czy jednak pana drużyna nie jest za bardzo uzależniona od niego?
- To nie działa tak, że powiem komuś: masz strzelać, a on potem wyjdzie i będzie to robił. Musimy nad tym pracować, aby także inni byli skuteczni pod bramką rywali. Dobrze się pracuje, gdy w kadrze jest wielu zawodników strzelających gole. Wtedy skuteczność rozkładałaby się na innych. To byłoby z korzyścią dla zespołu, który miałby zapewne więcej bramek i punktów. Pekhart ma bardzo dobry timing. Potrafi „zawisnąć” w powietrzu. Dlatego tak łatwo dochodzi do tych sytuacji.
Werner Liczka: Tomas Pekhart głową strzela jak Andrzej Szarmach [WYWIAD]
- Czego życzyć panu w Nowym Roku?
- Najważniejsze jest zdrowie, reszta w tym wszystkim wydaje się mniej istotna. Wszyscy musimy życzyć sobie zdrowia, bo jak ono jest to potem można się poświęcić pracy. Dlatego życzę zdrowia wszystkim kibicom, bliskim, zawodnikom, z którymi pracuję. Chciałbym, aby sportowo to był udany rok. Aby Legia osiągała wyniki na miarę możliwości i oczekiwań. Aby zdobywała trofea w Polsce i zaznaczyła swoją obecność w Europie. To mój cel na 2021 rok.
Czystki w Legii Warszawa. Mistrzowie Polski żegnają dwóch piłkarzy