„Super Express”: - Co pan na to, że w Legii zostaje Ryoya Morishita?
Paweł Skrzypek (były obrońca m.in. Rakowa, Legii, Pogoni, Amiki i reprezentacji Polski): - To dobra decyzja, bo w ostatnim okresie to on ciągnie ten wózek. Byłby wielbłąd, gdyby Legia nie skorzystała z opcji wykupienia go z japońskiego klubu. Naprawdę robi dobrą robotę w tej rundzie. Jak dla mnie to bardzo dobry zawodnik.
Już wszystko jasne: Ryoya Morishita zostanie w Legii? Jest decyzja w sprawie Japończyka
- Czym tak przekonał pana do siebie?
- Nazwałbym go objawieniem rundy. Zrobił duży progres. Potrafi zrobić przewagę, czy to dryblingiem, czy podaniem. Jest skuteczny, ma asysty. Zmiana pozycji ze skrzydła do środka pomocy wyszła mu na dobre. Podoba mi się w nim także to, że jest z niego niezły walczak. Nie odpuści, a notuje także dużo odbiorów.
- Ktoś jeszcze zasłużył na pochwały?
- Poziom trzyma Paweł Wszołek, który ma bardzo udaną rundę i - jak Morishita - ciągnie ten wózek. Szarpie dalej na prawej stronie, choć został przesunięty do obrony. Dobrze wprowadził się Kacper Chodyna. Wie, co zrobić z piłką, z czasem będzie coraz pewniejszy. Dlatego jego transfer oceniam nam plus.
- Ryoya Morishita zrobił duży progres. Potrafi zrobić przewagę, czy to dryblingiem, czy podaniem. Jest skuteczny, ma asysty. Zmiana pozycji ze skryzdła do środka pomocy wyszła mu na dobre. Podoba mi się w nim także to, że jest z niego niezły walczak. Nie odpuści, a notuje także dużo odbiorów - mówi Paweł Skrzypek, były obrońca Legii i reprezentacji Polski w rozmowie z Super Expressem.
- Jak wypada w tym towarzystwie kapitan Bartosz Kapustka?
- Odrodził się, zyskał pewność siebie, jest liderem. Widać, że nadaje na tych samych falach, co trener Goncalo Feio. Jest między nimi chemia. Wydaje mi się, że już nikt nie płacze po poprzednim kapitanie Josue.
- Wiele się mówi o zachowaniu trenera Feio. Jak pan odbiera tego szkoleniowca?
- Jest ekscentryczny, stanowczy, działa na emocjach, a później przychodzi u niego refleksja. Uważam, że nie zawsze wszystko ma być miękkie, ładne i kolorowe. Potrzebne są też fajerwerki. Ale Portugalczyka trzeba oceniać za to, jakie ma wyniki.
- A który z graczy nie pokazał jeszcze wszystkiego?
- Postęp zrobił także Marc Gual. W mojej ocenie to jego najlepszy okres od momentu, gdy trafił do Legii. Hiszpan ma niekonwencjonalną kiwkę, coś w stylu Mirka Trzeciaka sprzed lat. Z boku wygląda to tak, jakby nie wiedział, co chce zrobić. Ale on doskonale wie, jaki ma plan, choć nie zawsze mu to wychodzi. Gual też czuje wsparcie i zaufanie ze strony trenera Goncalo Feio. Mam jeszcze takie jedno spostrzeżenie.
- Co pan ma na myśli?
- Liczba obcokrajowców w polskiej lidze. Trzeba zachować jakieś proporcje. Chciałbym, aby więcej szans dostawali młodzi. Taki Jan Ziółkowski pokazał się z dobrej strony. Podobnie jak Wojciech Urbański. Ten duet wszedł i nie miał kompleksów. Zbierali także dobre noty. Niech ta młodzież się przebija, bo skorzysta na tym polska piłka. Podam panu pewien przykład.
- Słucham.
- Przyznam, że z mojego polecenia do Legii trafił Viktor Karolak, który ostatnio podpisał profesjonalny kontrakt. Kamil Kassian prowadził go indywidualnie w Szwecji. Obserwowałem chłopaka i muszę powiedzieć, że ma talent. Legia z czasem sprzeda Rubena Vinagre, bo to biznes. W przyszłości taki Karolak mógłby wypełnić lukę na lewej stronie obrony.
- Jak pan odbiera postawę Legii w Lidze Konferencji?
- Trzeba powiedzieć, że to jest naprawdę imponujące. Długo jako jedyna nie straciła gola, co było zjawiskiem na skalę europejską. Cztery wygrane to nie był przypadek. Dobrze się te mecze oglądało, a i dużo się w nich działo. Ostatnio z Lugano nie wyszło, bo rywal zagrał odważnie i bez kompleksów. Ale obie drużyny w tym dniu chciały wygrać. Odrobinę lepsi byli jednak Szwajcarzy.
- Przed rokiem Lech nie miał problemów z Djurgarden. Legia też nie ma się czego bać?
- O sile szwedzkiej drużyny nie będę się wypowiadał, bo nie widziałem jej meczów. Wiem, że Legia wystąpi bez kilku graczy. W każdym razie musi zagrać swój futbol, kreować sytuacje, tak jak to robi. Myślę, że jest w stanie wywieźć punkty ze Szwecji. Tak jak to zrobił Lech, który wtedy zdominował gospodarzy.