Podpisanie nowego kontraktu z polską federacją nie jest pewnie w tej chwili przedmiotem pańskiej największej troski?
Najbardziej przejmuję się, może w niewłaściwej kolejności, swoim zdrowiem, zdrowiem mojej rodziny, moich graczy oraz ludzi we Włoszech, w Polsce, w Belgii. To są moje największe zmartwienia. Czasami nawet zdarza mi się wykłócać na ulicy z ludźmi, którzy nie przestrzegają zasad postępowania. To samo przytrafiało mi się w klubie w Perugii. To nie są rzeczy, od których można uciec. Nasza odpowiedzialność społeczna powinna być na pierwszym miejscu. I te rzeczy zajmują mnie dzisiaj najbardziej: by nastąpił powrót do zdrowej społeczności. Mamy czas, żeby się tym teraz zająć.
Gdy obserwuje pan to, co się dzieje we Włoszech, widać jakąś poprawę?
Sytuacja zmierza ku lepszemu, chociaż gdy się patrzy na liczby zakażonych, to czeka nas daleka droga, by wrócić do zera. OK, może zero nie jest niezbędne, ale trzeba przywrócić normalne życie ludziom, więc te statystyki muszą znacznie spaść. Z zewnątrz sytuacja w Polsce wygląda o wiele lepiej niż w Italii, chociaż sam nie mogłem przyjechać i się przekonać. Mam nadzieję, że w krótszym czasie wróci do normy.
We Włoszech problem z rozprzestrzenieniem się wirusa polegał na tym, że ludzie nie zachowywali się odpowiedzialnie?
Chodzi o dwie rzeczy. Po pierwsze, Włosi to ludzie, którzy normalnie żyją poza domem, spotykają się z innymi, to nie jest także nacja, która skrupulatnie przestrzegałaby przepisów. Panuje tu przekonanie, że reguł nie należy się kurczowo trzymać, widać to choćby, gdy spojrzeć na włoski sposób jazdy samochodem. W tym przypadku ten swobodny styl życia się zemścił. Po drugie, Włochy były w praktyce pierwszym krajem w Europie, który musiał stawić czoła wirusowi. Inne państwa szybciej zrozumiały, jak należy postąpić, choćby Polska, w której wcześnie zaczęto działać. To z tych dwóch powodów Italia płaci teraz podwójną cenę.
NIE UWIERZYSZ! PIES trenera Heynena nauczył się grać w SIATKÓWKĘ! [WIDEO]
Czy w ogóle jest jakaś szansa, by rozgrywki ligowe we Włoszech zostały jeszcze w tym sezonie przeprowadzone i dokończone, w czerwcu, lipcu?
Za każdym razem gdy rozmawiam o tym w Perugii, słyszę, że w klubie są przekonani, iż liga może wznowić grę. Oni wierzą, że play-off może ruszyć w maju czy czerwcu. Bardzo mocno chcą powrotu do sezonu. Nie wiem, sytuacja we Włoszech być może pomału zaczyna się zmieniać, więc pewnie jest jakaś możliwość, ale proste to nie będzie. Musielibyśmy wdrażać graczy, którzy przez cztery czy sześć tygodni nie robili nic. To niełatwe, szansa jest niska. Jednak gdyby się udało, byłoby to coś wspaniałego. Zagrać finał ligi w czerwcu, podczas gdy cały siatkarski świat nie robi nic, to byłoby coś. Włochy na nowo stałyby się centrum siatkówki. To można zrobić, ale musiałoby zostać przeprowadzone w warunkach pełnego bezpieczeństwa.
Gdyby Włochom się to udało, byłby to symboliczny triumf nad koronawirusem.
Zgadzam się. To poza wszystkim ważne dla klubów z ekonomicznego punktu widzenia. A co do symboliki pierwszej imprezy siatkarskiej po pandemii, bez względu na to czy będzie to włoska liga, czy pierwszy turniej Ligi Narodów w Polsce z udziałem widzów, to byłoby bardzo ważne zebrać znowu ludzi razem i cieszyć się sportem. Im dłużej czekasz, tym bardziej za tym tęsknisz. Społeczeństwo nudzi się już bardzo, spojrzysz na wiadomości i wszędzie koronawirus. W pewnym momencie nie czytasz już o nim więcej. Szkoda, że to jedyna ważna rzecz, która się ostatnio zdarzyła w naszym życiu.
Koronawirus: Siatkarz Jatrzębskiego Węgla... Batmanem! Zachęca, by zostać w domu [WIDEO]
Jeśli sytuacja z koronawirusem może być w czymkolwiek dobra, to może w tym, że siatkarze będą czuli olbrzymi głód gry po takiej przerwie?
We wszystkich krajach będzie podobnie, czy to w Polsce, czy w USA. Teraz wszyscy zawodnicy świata mają prawdziwą przerwę, czy im się ona podoba, czy nie. Dla topowych zawodników to nie jest złe. Trzeba znaleźć w całej sytuacji pewne zalety, na przykład w naszym przypadku. Jesteśmy w porównaniu z innymi reprezentacjami młodym zespołem, wykorzystajmy więc ten dodatkowy rok jako dodatkowe doświadczenie, by przekonać się w jakim miejscu jesteśmy.
Igrzyska przesunięto dokładnie o rok. To dobrze, że odbędą się latem, a nie wiosną przyszłego roku, bo i takie były wstępne przymiarki?
Decyzja jest logiczna. Igrzyska odbędą się w okresie, w którym normalnie są rozgrywane. Nie trzeba wiele zmieniać w przygotowaniach, po prostu wszystko będzie się działo się rok później. Wiosenny termin oznaczałby wielkie zmiany w rozgrywkach ligowych we wszystkich dyscyplinach. A tak, mamy rok więcej na przyszykowanie się do igrzysk.
Ten dodatkowy rok niesie jakieś korzyści, czy może to większe wyzwanie dla pana?
Jeśli zyskujemy jakąś przewagę, to niewielką. Zawsze uważałem, że w trzecim roku pracy moje zespoły są już gotowe na wszystko. Teraz jednak możemy nie mieć tego trzeciego roku, ale jedynie jego część. Być może pewne rzeczy da się udoskonalić, ale postępy nie będą większe niż rok temu. W moim planie wszystko było gotowe na 2020 rok. Ktoś nam jednak zmienił plany, nastał koronawirus. To nie jest problem, bo sądzę, że wciąż możemy się odrobinę poprawić. Zresztą chętnie się przekonam, które reprezentacje mogą pójść w górę. I sądzę, że nie tak wiele. Uważam, że niektórym ten dodatkowy rok zaszkodzi.
Magdalena Stysiak trafiła na kwarantannę. Polska siatkarka wróciła z Włoch
Nudzi już pana ta bezczynność?
Nie, nie jestem znudzony. Takim już jestem człowiekiem, że po głowie chodzi mi mnóstwo rzeczy, które chcę, muszę zrobić czy zaraz zrobię. Sporo z nich dotyczy rzeczy pozasiatkarskich. Sądzę, że świetnie wypełniam sobie czas, wciąż czymś jestem zajęty. Choć właśnie sobie uprzytomniłem, że, podobnie jak siatkarze gry, także ja nie mogę się już doczekać przeprowadzenia treningów. To mi uświadamia w pełni, że treningi są czymś, co lubię robić najbardziej.
Inne doniesienia o koronawirusie w sporcie: