W czwartek sprawy zaczęły biec szybko. Kierowcy, m.in. aktualny mistrz świata Lewis Hamilton i były czempion globu Kimi Raikkonen wyrażali sporo wątpliwości nad sensownością przyjazdu do Australii i rozegraniem zawodów, wobec rozprzestrzeniającego się na świecie zarazka. Na domiar złego okazało się, że jeden z pracowników teamu McLaren miał pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. Zespół postanowił wycofać się z inauguracyjnego Grand Prix i już to zapowiadało gwałtowny scenariusz kolejnych godzin.
Obawy okazały się uzasadnione. Dziennikarz BBC poinformował, że jak usłyszał z wiarygodnych źródeł, start sezonu zostanie odwołany, chociaż nie było jeszcze oficjalnego potwierdzenia. Pierwotnie po wycofaniu McLarena były czynione przymiarki, by normalnie kontynuować weekend F1, ale potem zespoły zaczęły torpedować takie ustalenia. Niewykluczone, że zadecydował głos kierowców, którzy otwarcie dziwili się, że w ogóle musieli przyjeżdżać do Australii. Obecność koronawirusa w jednej z ekip też dawała do myślenia i stanowiła zagrożenie dla całego padoku.
Decyzja o odwołaniu GP Australii stawia pod olbrzymim znakiem zapytania dalszy ciąg sezonu Formuły 1 w 2020 roku. Na świecie bowiem odwoływane są kolejne wielkie imprezy i zawieszane cykle rozgrywek, choćby liga NBA, czy tenisowe zmagania ATP.
Świat sportu kontra koronawirus: