Dzisiaj nikt nie może być pewny tego, czy nie jest chory na koronawirusa. Każda osoba z objawami powinna zgłosić się odpowiednim służbom - te jednak nie zajmują się każdym przypadkiem, nawet gdy objawy mogą zgadzać się z tymi, przed którymi wszyscy są ostrzegani. Przekonała się o tym żona Artura Boruca Sara Boruc-Mannei.
Piosenkarka opisała swoją przykrą sytuację za pośrednictwem mediów społecznościowych. - Jak poszłam się zbadać w Polsce, to pytali się, czy podróżowałam do krajów wysokiego ryzyka, czy miałam kontakt z takimi osobami, a ja nie podróżowałam w te kraje, ani nie miałam kontaktu z takimi ludźmi, więc nie kwalifikuję się do testu - opowiedziała na InstaStories.
Okazuje się, że to nie jest jednak jedynie problem polskiej służby zdrowia. Niewiele lepiej jest również w Wielkiej Brytanii! - Wróciłam do Anglii i zadzwoniłam na numer, na który się dzwoni, okazało się, że to automatyczny twór totalnie, odpowiadasz na pytania, wciskasz guziki, jeśli nie byłeś w tych krajach i nie miałeś styczności z ludźmi, którzy byli, to nie kwalifikujesz się do testu - wyznała Boruc-Mannei.
Żona polskiego piłkarza nie twierdzi, że ma koronawirusa, ale ze względu na objawy zwyczajnie chciałaby się przebadać. Niestety, w odróżnieniu od chociażby Stanów Zjednoczonych, nie można zrobić tego "na życzenie" po wpłaceniu odpowiedniej sumy pieniędzy. Piosenkarce pozostaje życzyć szybkiego powrotu do zdrowia!
Niestety z Wielkiej Brytanii napływają kolejne niepokojące informacje. Dotyczą one byłego reprezentanta Polski. Artur Boruc, który na co dzień występuje w AFC Bournemouth, został poddany kwarantannie, a jak poinformował angielski klub, ma objawy koronawirusa.