Od wtorku piłkarze Premier League mogą trenować w małych, kilkuosobowych grupach. To ma być pierwszy krok na drodze do dokończenia sezonu w Anglii. Jednak cały plan restartu rozgrywek opracowany przez władze ligi i rząd, może legnąć w gruzach. A wszystko przez piłkarzy Watfordu, którzy odmówili wznowienia treningów. Przed powrotem do zajęć, wśród zawodników, sztabów trenerskich i pracowników z klubów Premier League przeprowadzono testy na obecność SARS-CoV-2. W sumie badaniom poddano 748 osób. Sześć z nich miało pozytywny wynik badań. Szefowie Watfordu od razu po upublicznieniu tych danych ujawnili że trzy z sześciu przypadków COVID-19 miały miejsce w ich klubie. Zarażeni są piłkarz i dwaj pracownicy administracyjni. Wszyscy czuja się dobrze i najbliższe dwa tygodnie spędzą w domowych kwarantannach. Kiedy wyniki testów wyszły na jaw, przeciwko powrotwi do treningów stanowczo zaprotestował kapitan "Szerszeni" Troy Deeney.
- Mamy wrócić w tym tygodniu do ćwiczeń, jednak ja tego nie zrobię. Mój pięciomiesięczny syn miał problemy z oddychaniem, więc nie chcę przynieść czegoś do domu i narazić go na niebezpieczeństwo. Nie mogę iść do fryzjera do połowy lipca, ale mogę wejść w pole karne z 19 innymi ludźmi i walczyć z nimi o górne piłki? - powiedział.
Za przykładem lidera drużyny poszli inni zawodnicy Watfordu, którzy odmówili udziału w treningach. Stanowisko piłkarzy zdecydowanie poparł menedżer Nigel Pearson.
I teraz władze ligi maja poważny zgryz. Czy powstrzymać się od wyznaczenia daty restartu sezonu, czy też nic sobie nie robić z protestu graczy "Szerszeni", a jakbyy się przedłużał, to ukarać Watford walkowerami?
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj
Koronawirus w sporcie