Wszystkie najlepsze ligi piłkarskie krok po kroku zawieszały swoje rozgrywki w związku z panującą na świecie pandemią koronawirusa. Anglicy długo jednak upierali się przy tym, że chca kontynuować swoje zmagania i to nawet przy pełnych trybunach. Wszystko zmieniło się w czwartkowy wieczór, gdy trener Arsenalu, Mikel Arteta, otrzymał pozytywny wynik na obecność zarazy z Wuhan w swoim ciele. W efekcie co najmniej do końca marca angielskie ligi nie ruszą.
Nie zmienia to faktu, że Brytyjczycy na stopie państwowej nie robią zbyt wiele, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się koronawirusa. - Dla mnie to kosmos. Premier kraju, w którym żyjesz mówi, że musisz się przygotować na śmierć kogoś bliskiego i w zasadzie to nic nie da się zrobić. Masakra, jak w jakimś filmie. Sytuacja jest bardzo poważna, nie można tego bagatelizować i podchodzić do wszystkiego na zasadzie „jakoś to będzie” - mówi Bartosz Białkowski w rozmowie z weszlo.com, wyraźnie przejęty działaniami - czy raczej ich brakiem - brytyjskiego rządu.
W tej samej rozmowie golkiper dodał jeszcze: - Ja już od pewnego czasu starałem się unikać wyjść na miasto w innym celu niż zakupy, nawet tutaj w Ipswich. Widać jednak, że wszystko toczy się normalnym rytmem. Londyn, z tego co dziś czytałem, niezmiennie tętni życiem. Piątek wieczorem, ludzie ruszają do restauracji i klubów, wychodzą na imprezy jakby nigdy nic. Moim zdaniem to głupota, nie rozumiem tego.